Ta nazwa pasuje mi do tego, na co czasem pozwalam sobie w tej rubryce. Wrzucam tu rzeczy z działki red. Handzlika – odważne, ale nierezygnujące z komunikacji. „Jazz” oznaczałby tu muzykę wymagającą, zaspokajającą potrzeby wydumane czy niszowe, a „pospolitość” stałaby może nie za powszechność, ale potoczną rozumialność (czyli anty-niezrozumiałość).
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.