Środa to był pierwszy dzień koncertów, a w Gdyni od rana padało, momentami lało. Poszliśmy po zakupy na obiad – po powrocie z suchych rzeczy na koncertową noc została mi jedna bluza. Kurtka, spodnie, buty – do suszenia. Zaopatrzyłem się za to w kalosze, pierwsze od jakichś 20 lat. Wszyscy troje zorganizowaliśmy sobie nowe kalosze.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.