Byłem wczoraj na doskonałym koncercie. Nie pamiętam, kiedy tak dobrze wydałem 40 złotych. Okazało się też, że jestem stary lis, jak chodzi o koncerty, bo przyszedłszy z ponadgodzinnym opóźnieniem, zdążyłem jeszcze ponetworkować gruby kwadrans i byłem w sam raz na pierwszy support.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.