Nie spodziewałem, że w sytuacji pandemii i zimy najlepszym lekiem na skołatane nerwy będzie na ogół nieprzekonujący mnie jazz. Chicago to jednak inny jazz, wyluzowany i śpiewny, bywa, że melancholijny. Nowy Jork też nie zawodzi.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.