Zdaje się postacią nie ze świata muzyki, lecz z bajki i internetu. Jest czystym wizerunkiem, ruchomym selfie, wieczną sesją mody. Jak w przebraniu w Lanie Del Rey jest puste miejsce – dla odbiorcy. Jej powolny sposób śpiewania można by nazwać staromodnym, gdyby nie był tak wyżęty z uczuć. Warto przebić się przez ten pretensjonalny śpiew.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.