Łączenie słowa „jazz” ze słowem „hardcore” jest ryzykowne. Oba te gatunki są, powiedzmy, niezbyt żywotne. Tego rodzaju sklejka zawsze wygląda na reklamowanie starych kapci jako świeżych (przedrostek „post”) butów i skarpet w jednym. Merkabah, kwintet z Warszawy, gra jednak muzykę dużo trudniejszą do nazwania niż posthardore-jazz.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.