Hatti Vatti ma dryg do łączenia skrajności. Rytm stanowią podcięte wysokie dźwięki (jak z wytwórni Morr sprzed lat) zderzone z rozdygotanym uderzeniem stopy. Do tego niekończący się akord jak z nowojorskiego minimalizmu i przeszywający bas. Jeszcze pulsujące brzmienia i arpeggia przypominające ni to Kraftwerk, ni to Jarre’a, mrugnięcia syntezatora.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.