Brzmienie debiutanckiego albumu kwartetu z Essex i rubieży Londynu przypomina, że na początku wieku fani gitarowego rock and rolla mieli z czego wybierać. U szczytu byli Amerykanie z The Strokes czy The Vines, a po chwili do głosu doszli znacznie lepsi The Libertines ze stolicy Wielkiej Brytanii.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.