Podobizna Raphaela Saadiqa na okładce budzi najgorsze obawy co do zawartości muzycznej jego płyty. Elegancki czarnoskóry obywatel z natchnioną miną Śpiewa. Pod krawatem, w rogowych okularach, uwieczniony w ruchu scenicznym. Czyli: jeszcze nie słuchałeś, a już wiesz. Soulowe pościelówy, wyznania z ręką na sercu, ksero raczej z lat 60. niż 70. Nie tak źle, ale wszystko już było.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.