Czwórka z Poznania sięga po sprawdzone patenty: lekkie gitarowe granie i ładny wysoki śpiew po angielsku. Powtarzam sobie: spokojnie, w operze aktorzy-śpiewacy udają, że są kim innym gdzie indziej i kiedy indziej, przez co łatwiej im opowiadać o rozterkach przedstawicieli gatunku tu i teraz.
Złotej formuły indie rocka nie wymyślono w Polsce, słuchajmy więc debiutantów. Są młodzi, a rozterki od wieków te same. „Walking on the streets of lust/ I see dark heart of Soho/ I’d never ever know what we would become” – śpiewa wokalista Piotr Kołodyński w „Streets Of Love”, z bardzo dobrym wideoklipem nakręconym w Warszawie (bez paskudnej maniery pocztówkowania znanych miejsc). W ogóle do teledysków Terrific Sunday mają dobrą rękę od początku, czyli od dwóch internetowych epek. Kołodyński spędził zaś parę lat w Londynie, więc ujdzie i Soho.
Zespół mówi o podboju zagranicy, porównywano go do Foals i Klaxons. Szczególnie dobre „Strangers, Lovers” jest pod koniec, gdy przyjemnie zwalnia, rozsnuwa się – najpierw w wyciszonym „Days Go By”, później w emocjonalnym „Get Lost”. Finał idealny, gdyby nie dołożyli dwóch średnich utworów w szybszych tempach. Nie czarujmy się, na Zachodzie ta płyta przepadnie wśród setek podobnych – te artystyczne osobowości dopiero rosną – ale u nas znajdzie sympatyków. Słusznie.
Tekst ukazał się 16/10/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji