Mocny powrót. The Band Of Endless Noise to rytm. Duży skład może sugerować Bóg wie jaką ścianę dźwięku, oni jednak – tak jak na poprzedniej płycie „Riders On The Bikes” (2005) – cenią przestrzeń. W dźwiękach szykują miejsce do spotkania, spokojni, czasem aż za bardzo wciągają się w swoje motywy.
Padają słowa o kolorach, o tęczy, o przemieszczaniu się. Widzę „The Blue Nun” jako soundtrack do filmów przyrodniczych: pustynia, tundra, wodospad, głębiny oceanu. Zresztą oni grywali do filmów – niemych.
Wychodzi z tego wyciszona część twórczości Einstürzende Neubauten plus klawisze. Tu też bardzo ważny jest rytm, i jest coś ponad. Inspiracje etniczne, dalekowschodnie godzą się z klawiszowymi plamami. Komputery i elektronika wspierają analogowe perkusyjne bity. Głos męski i głos żeński. BOEN mają widoczną skłonność do transowania, zapętlania tematów, wokalista Andrzej Widota też często operuje powtórzeniami i rzadko śpiewa, raczej gada. Są bezkompromisowi w tym sensie, że awangardę kalają piosenkami. A te to niezłe cegły: świetny singlowy „Sugar” (sugestywny teledysk udostępniony w internecie) trwa ponad sześć minut. Inny mocny punkt płyty – „The Blue Nun Theme” – niewiele krócej. I tak za krótko. Gdy w tym ostatnim wchodzą kolejne motywy, ciarki człowieka przechodzą.
Tekst ukazał się 12/1/12 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji