Zespół sióstr Kim i Kelley Deal gra tak jak zawsze. Nie ma mowy o wtopie, ale lepiej zapomnieć o zaskoczeniach.
Od ćwierćwiecza nic się nie zmieniło: przyjemnie i mocno brzmiące bębny, ostre melodyjne gitary sióstr, wszystko bardzo blisko ucha słuchacza, jakby się było na próbie. Pieprz i wanilia.
Mało kto ma takie podejście do muzyki i tak charakterystyczny styl. Całkiem więc możliwe, że młodzi miłośnicy rockowych piosenek, którzy wcześniej przegapili The Breeders, złapią się na ich mieszankę słodkich głosów, ostrych gitar i charakterystyczną melancholię, którą łatwo uznać za zmęczenie. Tego życzę, ale sam włączam płytę „Last Splash”.
Tekst ukazał się 2/4/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji