Trójmiejski The Bubble Chamber działa od 2011 roku. Gdzieś w tamtym czasie w komercyjnym rozkwicie była muzyka dubstepowa, do której liczne nawiązania przynosi debiutancka płyta „Sound_A”. Bywa, że zespół sięga głębiej – do drum’n’bassu królującego w latach 90.
Tyle że The Bubble Chamber to nie producent i wokalistka albo producent i didżej, lecz zespół właśnie. Trzech muzyków robi dynamiczne, syntetyczne „numery”, które jednak dałoby się przearanżować na żywy skład. Na koncertach nie ma mowy o playbacku. Inspiracje to m.in.: Burial, Moderat, Roots Manuva, Kid Cudi, a nawet Death Grips – dużo nowego, mrocznego rapu.
W Bubble Chamber nie ma wokalisty, a w głównej roli występują ostre, buczące syntezatory. Gra na nich Michał „Goran” Miegoń, jedna z najaktywniejszych postaci trójmiejskiej sceny (m.in. Kiev Office, The Shipyard, Karol Schwarz All Stars, Khad!affi), na co dzień gitarzysta i producent nagrań. Partnerują mu Jacek Prościński na perkusji oraz Michał Górecki na basie i syntezatorach, dużo tu żywego grania. Miegoń mówi o „progresywnym podejściu do tanecznej muzyki elektronicznej”, a ja na „Sound_A” słyszę sporo tradycyjnie brzmiących potężnych syntów, a do tego dawkę Miegoniowego szaleństwa, psychodelii.
Szczególnie podeszło mi „Thin Line – Between Lo-Fi And Hi-Tech” z główną rolą połamanego rytmu. Po jednym utworze śpiewają Natalia Lubrano (Miloopa) oraz Piotr Gibner (Moose The Tramp). Dzięki nim „Come Close” i „HBPM” brzmią najbardziej piosenkowo. Reszta płyty to rozrywkowy materiał, który wyobrażam sobie jako ilustrację gry komputerowej lub filmu. Mało zobowiązująca rzecz, a całkiem radosna.
Tekst ukazał się 6/4/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji