Nie mogę o tej płycie napisać za wiele, jest już stara i dość rzetelnie omówiona. Przez Falla na Onecie w trochę za wielkich słowach, przydających olbrzymią wagę zjawisku The Car Is On Fire, ale szeroko. Przez Lisieckiego na Screenagers dość oględnie i dla mnie niezrozumiale. Przez Kuśmierza na Radiu najbardziej comprehensive i spokojnie.
Żeby zrobić sobie jeszcze trochę tła, można zerknąć na rozmowy z muzykami – ciekawą z Szabrańskim na Uwolnij Muzykę i pobieżną pozostałymi w Studenckiej. Trochę za krótką z tym pierwszym na Onecie i w porządku z Haliczem i Czubakiem w „Dzienniku”. Śmieszne, że to muzycy muszą powstrzymywać dziennikarzy przed przypisywaniem im światowego poziomu, nagrywania albumów, które zmienią świat, nakarmią dzieci w Etiopii i zakończą konflikt bliskowschodni.
Trzecia płyta TCIOF została nagrana bez brylującego (na plus czy minus) na dwóch poprzednich Borysa Dejnarowicza, kierownika trendeseterskiego portalu dla zagubionych w muzyce i nie tylko porcys.com. Wokół poprzedniej – „Lake & Flames” było sporo szumu. Dla mnie to kotłowanina pomysłów, często po prostu słabych. Charakterystyczne były wokale tak straszne, że aż śmieszne, oraz ambicje (jeśli można to tak nazwać) robienia piosenek, przeważnie kończące się na dodawaniu jakichś koszmarnych komputerowych bitów. Duża chmura, mały deszcz, choć granie jak na Polskę niespotykane. Coś z tym trzeba było zrobić i coś zostało zrobione.
„Ombarrops!” bije poprzednie dzieło tzw. Karisonów na głowę. Muzycy wymienili Dejnarowicza na Michała Pruszkowskiego, a następnie Pruszkowskiego na nikogo i we trójkę nagrali coś, co wreszcie trzyma się kupy. O ile dobrze zrozumiałem, to miała być całość jako album, w kontraście do poprzedniej płyty. I jest. Pominę już bajania o tym, jak to wszyscy trzej kochają Bitelsów. Chłopcy próbują grać tak jak panowie z Liverpoolu te czterdzieści lat temu – i nie wychodzi im, drastycznie nie wychodzi. Słychać, co biorą na warsztat, tylko to jest gorsze. To było jednak do przewidzenia. W miarę sprawnie wychodzą nietypowe połączenia odniesień – jak Chemical Brothers (klawisze), Beatles „Taxman”/The Jam „Start!” właśnie (bas) i Stereolab (klimat) w utworze tytułowym. Trzeba zaznaczyć, że jest to piosenka, w której udało się w dużym stopniu uniknąć legendarnych chłopaczkowatych głosików, z których słynie The Car Is On Fire. Właśnie, piosenki. Tutaj wreszcie te piosenki, niekiedy, żrą. Zwróciłem uwagę, że części publiczności zdecydowanie podobają się utwory o zmniejszonej zawartości wspomnianych „głosików” (więcej krzyczanych chórków, też niezbyt przekonujących), innym z kolei bardziej melodyjne, delikatne kawałki. Do tych pierwszych można zaliczyć brawurowe „Cherry Cordial” i „Manuel”, do drugich „Usignoli Celesti” czy „Let’s Be Friends”. Pomiędzy jest „Strawberries” rozwijające się w postpunkowym stylu Kristen grającego w postpunkowym amerykańskim stylu. Do tego cięte jak „Yellow Submarine” Bitelsów „Evacuation” i eksperymenty (udane!) z brzmieniem, konstrukcją w rodzaju „Baby Baby”. Wszystko zresztą eksperymenty. Wszystko chuj, jak śpiewał Kuba Sienkiewicz, bo dzieje się dużo. Last but not least – na „Ombarrops!” The Car Is On Fire zrezygnowali z grania na komputerze. Słusznie. Jak komputer, to tylko „Lego Star Wars”. Grają analogowo, sztucznych bitów nie ma, Halicz jest w te klocki dużo lepszy od każdego programu, a klawisze tknięte ludzką ręką brzmią rasowo. Po prostu. A nagrał to wszystko taki koleś ze Stanów, grał w Sea And Cake, jeśli to cokolwiek wnosi do sprawy.
Mi się ta płyta bardzo podoba. W Polsce mało kto tak gra i – co ważniejsze – za granicą również. Szkoda, że teksty średnie, a wokale nędzne – jest tu miejsce na progres. Wszyscy chwalą, jaki to basista TCIOF jest zajebisty i w ogóle sztuczki zna, i najlepszy w Polandzie. Otóż bębniarz robi na mnie ogromne, większe raczej wrażenie, a element zamykający (i otwierający) trio – Szabrański na gitarze – to klasa sama w sobie. Powstaje coraz bardziej świadomy swoich atutów i misji zespół. Czy świadom słabości i zdolny nauczyć się śpiewać? Czekam, co będzie dalej, a na razie w nocnych autobusach nastawiam sobie „Ombarrops!”. Dzieje się na tej płycie. Nie można zasnąć.
no pieknie! ~:D
..jeszcze lepiej :)