TNBC to skrót od The Natural Born Chillers, a za nazwą wytwórni Osterdam kryje się Ostrów Wielkopolski, z którego artyści pochodzą.
TNBC działa od 2008 roku, grał na kilku z największych polskich festiwali muzycznych i współpracował z reżyserem Radosławem Rychcikiem przy spektaklu „Samotność pól bawełnianych” Koltesa (w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach). O tym spektaklu Grzegorz Giedrys pisał w „Wyborczej”: „Jedynym dobrym elementem spektaklu był koncert Natural Born Chillers – zespół chyba najłatwiej porównać z australijskim Pendulum. Elektronika zagrała tu w różnych odmianach: od ciężkiego dubstepu po rozwiązania rytmiczne z rocka elektronicznego. Wielu widzów zapewne odniosło wrażenie, że aktorzy przeszkadzali muzykom w bardzo dobrym występie”.
Na trwającej aż 53 minuty debiutanckiej płycie TNBC słuchamy ośmiu piosenkowych kompozycji i pięciu doskonałych krótkich form, które nazwali „Interruptions”. Wydawca nazywa tę muzykę techno-rock and rollem. Rzeczywiście dominują tu proste i monotonne gitarowe riffy oraz partie klawiszowe – na ogół syntetyczne, ale też często z brzmieniem bliskim fortepianiowi. Jednak TNBC ma więcej oblicz niż elektronika i rock, bo już pierwsza z piosenek „Here Comes Big Bad Wolf” w końcowej części przybiera formę pełnego żalu wycia i rzępolenia na gitarze akustycznej. Ładnie!
Teksty napisane po angielsku podają przeciętnie śpiewający chłopak i mrucząca dziewczyna. Jest sporo o „sex”, „feel good”, „you motherfucker” i tak dalej. Zdarza się, że – np. w „Levitzkym” – wokalistka skanduje, ale robi to tak anemicznie, że trudno poczuć się porwanym. Następnie tę robotę przejmuje wokalista i też nie ma satysfakcji. Sam pomysł na piosenkę jest bardzo dobry, zagranie jej także, ale wykonanie wokali tylko irytuje.
Kłopot, jaki mam z tym zespołem, przedstawię na przykładzie utworu „Beat Repeat”. W najlepszych, początkowych momentach przypomina dźwiękową ilustrację do jakiejś gry komputerowej sprzed lat. Później niestety dokładanie kolejnych ścieżek instrumentów – jak lekko funkująca gitara, bardzo prosty, mało odkrywczy (i mało ruszający) bas, powtarzające swój motyw klawisze – wydaje się bezproduktywne. Jak na moje możliwości percepcji nagrania z „TNBC” są zbyt wyszlifowane, odhumanizowane, przez co nie czuję energii. Spodziewam się, że o wiele więcej słuchaczowi dają tak chwalone występy TNBC na żywo.
Tekst ukazał się 5/10/14 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji