Najpierw jest młodość, potem tylko śmierć. Od tytułu, przez treść słowną i muzyczną, po sposób wydania albumu – trzeci album Towarów Zastępczych jest opowieścią o zakończonym (czyli utraconym) dorastaniu. Chłonie się świat nie wiadomo po co ani kosztem czego, a opowiadać można dopiero wtedy, gdy przestanie się chłonąć.
Na końcu są same straty, i jeszcze język, żeby opowiedzieć, co się straciło. Nie będzie tu objawienia, hasła takie jak „wszechświat miał kilka przecznic” są banalne, ale wiarygodne i uniwersalne. „Kolegów jeszcze wołasz i o dziewczynach śnisz/ lecz na nic pościg za tym, co było w nas/ nie ma przeszłości/ there is no past”. Nie ma już elektroniki. Nowe Towary są gitarowe i garażowe, ale nie prosto punkowe. Ich raport z dawnych lat obejmuje też muzykę, są jak szkolne zespoły z lat 80., 90. Nawet lekkim utworom dają niedbałą, szkicową aurę, taką świeżość. Mogą się kojarzyć z Apteką (trójmiejski sznyt, knajacki klimat, rytm), ze Świetlikami (ponure recytowanie zamiast śpiewu) czy nawet Różami Europy (liryczne i chłopackie teksty).
Na „Długiej przerwie” słabowite wokale śpiewają bardzo dopracowane teksty. Brak wybitnych melodii, ale umówmy się, tej płyty słucha się dla tekstów Piotrowskiego, Czerskiego i Kossakowskiego. Co do tego, czy chcą zostać mistrzami aranżacji, nie mam pewności. Poprzednio ilustrowali muzycznie multimedialny, interaktywny kryminał („Dolne Miasto OST”) – zrobili to mrocznymi, transowymi piosenkami. Teraz obrali akurat taki temat, żeby nie potrzebować orkiestry symfonicznej, i też jest dobrze.
Do kupienia na towaryzastepcze.bandcamp.com.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 7/6/13