Są coraz bardziej obecni na świecie, ale dopiero w tym roku przekonali mnie do siebie koncertami – widziałem trzy, każdy inny. Oby duża europejska trasa była tylko preludium do większych sukcesów.
Nowa płyta Trupy Trupa zaczyna się od potężnej, czysto brzmiącej stopy i werbla. Brzmienie to jest atut tego zespołu i albumu – zawodowe, równe i przejrzyste. Producentem jest Michał Kupicz, jeden z najlepszych fachowców w Polsce. Z jednym z najlepszych fachowców w Polsce można śmiało iść w świat.
Cieszę się, że z biegiem lat również na żywo z Trupą jest coraz lepiej. Ona nie lubi chyba łaty zespołu rockowego, ale ma dwie gitary, bas, bębny, wokal, więc jak inaczej to nazwać. Piosenki są proste, ale chwytliwe, na ogół poniszczone i dobrze – psychodeliczne, gitarowe, jękliwe. Tytułowe „Of The Sun” opiera się na akordach fortepianu jak ze złego snu, bez bębnów pozostaje też „Angle” (gitara akustyczna + szmery). Jednak w większości utworów z nowego albumu gdańszczan odnajdą się fani Sonic Youth czy późnego Fugazi.
Pierwsza piosenka, ta ze stopą, to jest „Dream About” i Grzegorz Kwiatkowski, chyba też Wojciech Juchniewicz (on w refrenie) śpiewają tam „no one, no way, no one, nowhere”, jakby to była jakaś mantra. Sprawa wyjaśnia się w refrenie, chodzi o czarny ekran oglądany w nieświadomości: „I dream about”. Już tu w pewnym momencie wchodzi bas ozdobny Juchniewicza, mój ulubiony element Trupy Trupa. Podobnie rzecz się ma w „Glory” pod koniec płyty – start od bębnów, potem przetworzony bas, potem śpiewanie-wołanie, jakby byli jakimiś góralami. Jakość kolejnych piosenek gwałtownie rośnie dzięki pracy nad dynamiką, w pewnym stopniu bierze się też z ekstatycznych refrenów, wspólnych zaśpiewów. To słychać w „Another Day” – wyostrzony rytm wprowadza śpiewanie: „nowhere man, nowhere land, nowhere to go… no one left/ no one to talk”. Ten sam „nowhere man, nowhere land” wraca w „Anyhow”.
Następna rzecz – wykorzystanie krótkich fraz w większości piosenek. Przy czym płyta „Of The Sun” co chwila wchodzi w jakieś przeczenia, to z nich robi mantry, medytacje. Tu można wliczyć „Long Time Ago” z powtarzanym „no one, no way”, ale nie tylko. Najlepsza i muzycznie, i tekstowo jest złożone z jednego zdania „Remainder” – „well it did not take place, it did not take place”. Bardzo dobrze leci ten utwór, nie wiem, czy tu chodzi o remainder czy reminder bez a, ale z wywiadów rozumiem, że rzecz dotyczy negacjonizmu. Przede wszystkim ludobójstwa, holocaustu, ale można też czytać te kilka słów jak głos w sprawie globalnego ocieplenia czy szerzej wpływu ludzkości na niszczenie planety. Ze względu na prasowe wypowiedzi Grzegorza Kwiatkowskiego ktoś może wyczytać tu, w tym zdaniu, parafrazę czyjejś reakcji na morderstwo prezydenta Adamowicza – złowrogiego zaprzeczenia, strzepnięcia z siebie cienia odpowiedzialności.
Kwiatkowski w wywiadach i ze sceny mówi nie tylko o prezydencie, ale też o wojnie – zespół z Gdańska, płyty wydaje we wrześniu – i antyfaszyzmie. Mejle do dziennikarzy tytułuje np. „z pola bitwy of the sun”. Bitwa o słońce? Ładne. Wokalista i gitarzysta zespołu, no i jego rzecznik w mediach, od lat słynie z zasypywania dziennikarzy wiadomościami, niusami z życia zespołu czy informacjami “top secret” o planowanych działaniach. Między kolegami można się w tej sprawie uśmiechnąć, z żadnym zespołem nie jestem tak na bieżąco jak z Trupą, jednak wypada zauważyć progres zespołu, techniczny i kompozytorski. I patrzeć na to, co jest treścią tej mejlowej propagandy: otrzymują szeroki odzew, mają recenzje za granicą i jeżdżą na festiwale na Zachodzie. „Of The Sun” to ich trzecia płyta wydana „tam”, tym razem w Lovitt (USA), Glitterbeat (Niemcy), Moorworks (Japonia), no i w naszej Antenie Krzyku.
Więcej napiszę. Znam i lubię mniej więcej trzy amerykańskie rozgłośnie i wszystkie wspierały trasę Trupy Trupa po Stanach: KEXP, WFMU, NPR. Puszczał ich Henry Rollins, a wydali Ian McKaye i Chris Ekman. Recenzje ukazały się w „The Times” (4/5), Pitchforku (7.2), „Guardianie”, „Mojo” (4), Paste Magazine (7.6), The Line of Best Fit (8). Pitchfork pisze np. o ponurych tekstach zespołu i nadziei, ja tej nadziei tu nie widzę. Upór, brnięcie naprzód mimo wszystko, nieustępliwość słyszę natomiast w muzyce. Działa tu pokrzykiwanie, a nie tylko to, co jest pokrzykiwane – np. w “Turn”. Jeden, drugi akord i do przodu, do końca.
Można się tylko cieszyć, że już pracują nad nowymi piosenkami, a w styczniu zamierzają nagrywać demo do następnej płyty.