Pierwsze sekundy płyty: akord durowy zdławiony w zarodku, po krótkiej ciszy buczący molowy. Na „Ament” więcej jest jednak jasnych stron niż na debiutanckiej płycie UL/KR. Wiatr zmian dmie stale i w fajnym kierunku, ale nie bardzo mocno.
Nowy album chłopaków o imionach jak z „Mikołajka” – Błażeja i Maurycego. Ich zeszłoroczny debiut „Gazeta” uznała za polską płytę roku. Fenomen duetu z Gorzowa trudno uchwycić. Ważne jest połączenie ciężkiego, beznadziejnego miejskiego nastroju z baśniowym (narkotykowym?) odrealnieniem tekstów Błażeja Króla. Nie ma w nich pojęć: autobus, stół, blok. Są: mrok, piekło, bagno, wrzątek. W kilku słowach Król zarysowuje niespokojny duchowy krajobraz: gesty, uczucia, zapamiętane olśnienia i lęki. Nie ma anegdoty ani morału, sporo miejsca zostaje dla słuchacza, uczestnika tej podróży. Od autora słów dostaje on pijaną szczerość i mrugnięcie okiem: „No i masz tę swoją magię/ niż z Niemiec wschodnich/ kąpiele w słodkim bagnie”. Błażej jest zarazem natchniony i konkretny, przyziemny – na zachwyty tekstami odpowiada np., że chętnie korzysta ze strony rymer.pl. W dziwacznym utworze „Głupio” śpiewa: „choć głupio mi, to nie przeproszę/ udaję, że śpię” na tle szumu morza zmieszanego z wyciem wiatru (każdy usłyszy, co chce) i narastającego rytmu. Te słowa to banał, opis muzyki brzmi pretensjonalnie, ale piosenka działa.
Błażej i Maurycy lubią wciągać słuchacza w grę „skąd ten dźwięk” – czy to komputer, czy akustyczny instrument. Muzyczne podkłady na „Ament” przypominają choćby mroczne i dźwięczne rzeczy starego Depeche Mode, skoślawione, wyjęte z grobu w bezksiężycową noc. Król ma niezły artystycznie moment: w zeszłym roku wydał solowy „Mixtape” jako Bangeliz. Teraz zamówienia na „Ament” wyczerpały pierwszy nakład, wydawca tłoczy już kolejny.
Tekst ukazał się 12/4/13 w „Gazecie Wyborczej”