Większość materiału to niestety zwrotka, refren, zwrotka, przejście, i jeszcze raz, a później przejście od czapy. Można i tak, to wciąż popularna metoda tłuczenia kawałków na kilometry. Najgorsze jest jednak to, że w skali całego tego wydawnictwa dominuje jedna rytmika. Mimo buchającej z pieców energii „Mrowisko” jest świetnym środkiem nasennym. W tej sytuacji uwagę przykuwają teksty.
(przedruk recenzji z lipcowo-sierpniowej „Lampy”, dzięki uprzejmości redakcji)
Śląski Underground daje czadu, rockuje, ma takie do przodu kawałki. Nie śledzę tej sceny wystarczająco dokładnie, żeby pamiętać, iż debiut „Kto jest kim” został wydany w 2003 przez Warnera. Druga płyta „After Grunge” wyszła w Polskim Radiu, a teraz pokazało się „Mrowisko”. Brzmienie słodko anachroniczne, grandżowe właśnie, co ma swój urok – pewnie każdy, kto urodził się w latach osiemdziesiątych, chcąc nie chcąc otarł się o muzykę Alice In Chains, znał osoby, których dowodem osobistym było „Badmotorfinger” Soundgarden. Niejednego zachwyciły pierwsze płyty rodzimego Illusion. W przypadku Undergroundu mamy zatem do czynienia z archeologią. Czy jednak artyści nie kopią zbyt płytko?
„Mrowisko” przedstawia się z grubsza jak jeden za mocno wydelikacony jazgot przedzielony fragmentami ciszy na 11 ścieżek. Ciekawostką jest utwór „Niy poradza” zaśpiewany po śląsku. Ciekawostka jest najmocniejszym punktem na płycie – lirycznie przypomina się grupa Jorgusie, bez złośliwości, a muzycznie to coś jak Sepultura dla najmłodszych. Przyciąga uwagę i OK. Większość materiału to niestety zwrotka, refren, zwrotka, przejście, i jeszcze raz, a później przejście od czapy. Można i tak, to wciąż popularna metoda tłuczenia kawałków na kilometry. Jeśli refren, to perkusista pompuje co sił w hi-hat. Jeśli zwrotka, to wszyscy grają trochę ciszej, i koniecznie pogłos albo kaczka na gitarze. Oprócz tego szybko-wolno, solówki dwóch gitar, wejścia i zejścia na basie itd. Najgorsze jest jednak to, że w skali całego tego wydawnictwa dominuje jedna rytmika. Mimo buchającej z pieców energii „Mrowisko” jest świetnym środkiem nasennym. W tej sytuacji uwagę przykuwają teksty.
Lider grupy Andrzej Budny nie kryje, że jest intelektualistą: „Taka myśl nachodzi mnie / że rozprawa odbywa się / na wokandzie życia / właśnie tu i teraz” (utwór „Teraz”). Stawia przed sobą wysokie wymagania – chce „dogonić myślą pędzącą gazelę” (utwór „Po prostu żyć”). Raz po raz podkreśla swój czuły stosunek do myślenia, chociaż nie wszystko mu wychodzi: „Czasami gdy w domu rozmyślam / gaśnie we mnie zapał / bo chociaż naiwny nie jestem / chciałem zmienić świat / tak bardzo starałem się / lecz nic mi nie wychodzi / tak długo uczyłem się / jak małe dziecko chodzić” (utwór „Nadzieja”). Nie ma tu półśrodków – albo rymujemy „wychodzi” z „chodzić”, albo nie rymujemy wcale. Oczywiście należy pochwalić to, że czasami Budny myśli, a nawet rozmyśla. Bywa, że wynika z tego pozytyw, w tym przypadku tytułowa nadzieja, ale niebezpiecznie się robi, gdy w utworze „Po prostu żyć” wniosek jest zgoła odmienny – oto poeta chce „umrzeć w lipcowy dzień radosny”. Na szczęście za chwilę uspokaja: „daję słowo, że będę żył”. Nie zawsze wiemy, co poeta miał na myśli, ale przeważnie jest wesoło: „Nazywam się past i każdego dnia odwiedzam w domu cię / Nazywam się past, zabieram myśli twe, śmieję z ciebie się” (utwór „Pan past”).
Co poza tym? Wszystko wskazuje na to, że rozmyślając, Budny słucha Myslovitz, gdyż dość zabawnie naśladuje Artura Rojka w kolejnym utworze „Obrazek na ścianie”. Cóż, niewielka, ale odmiana. Żeby nie było wątpliwości, kto jest Budnym, a kto Rojkiem, słuchacza zwala z nóg obrazoburczy tekst: podmiot liryczny „widzi tylko jeden punkt / skrupulatnie upatrzony / na ścianie gdzie przed chwilą / wisiał portret mojej żony” (w dalszych refrenach okazuje się, że to wisiał nie portret żony, tylko „bóg ukrzyżowany” – za to we własnej osobie, bez portretu). W niezbędnym wyciszonym fragmencie tej piosenki Budny ostrzega, że „wszystkie siły mnie odeszły” i że „misternie w podłogę wkomponowało mnie”. Dla członka grupy o nazwie Underground to pewnie nie pierwszyzna. Mnie też odeszły siły od słuchania energetycznej muzyki Ślązaków, więc na tym kończę.