Zrobiłem sobie prezent na Gwiazdkę – dorwałem na rynku wtórnym epkę z kowerami starych dobrych polskich piosenek o piłce nożnej. Cztery piosenki i czterech wykonawców odgrzewających te kotlety czasem brawurowo, czasem poprawnie. Those glory, glory days of Sissy Records. Płytka tak zapomniana, że jej okładkę można znaleźć chyba tylko na aukcjach internetowych.
Występują Homosapiens, Futro, Nun oraz Cool Kids Of Death. Pierwsi zagrali Rodowiczowe „Futbol, futbol, futbol” z Weltmeisterschaft w ’74 w stylu zbliżonym do gry polskich piłkarzy w tamtym pamiętnym roku. To potoczyste, lekkie i eleganckie wykonanie sprawia, że oczyma duszy widzę pekaesy na twarzach muzyków. Bigbit na całego. Dobry zespół swoją drogą, ten Homosapiens o twarzy Guzika (znanego m.in. z Flapjacka). Tak dobrze tę manierę przyswoił chyba tylko Tymon w „Widziałem, widziałem”. Jest zabawa, są piękne akcje, radość.
Futro wypada jak Futro. Blado. Może to tylko numer – cepeliowe i błahe „Polska gola”, wpadające w ucho, ale wpadające „na nie”. Wypada jednak i miło byłoby, żeby tak markowy skład mistrzów produkcji dał radę lepiej. Tak jak debiutujący na tym wydawnictwie Nun. „Bezkompromisowo” to nie jest odpowiednie słowo dla ich roboty – może raczej uroczo i słodko, po prostu od nowa, i nieprzeciętnie. Elektroniczny sznyt nie zniszczył refrenu „A ty się bracie nie denerwuj”, tylko dodał mu uroku. Bardziej jajcarsko niż Andrzej Dąbrowski, jazzowy czarodziej, gwiazdor i luzak – się nie dało. Więc się zrobiło inaczej.
Zestaw uzupełnia „Piłkarski poker” w wykonaniu Cool Kids Of Death. Za chłopcami z Łodzi nie przepadam, ale trzeba im oddać, że zagrali dobry mecz. W tym samym czasie wyszła ich debiutancka płyta, która bardzo grubo namieszała w polskim popie – bo była inna. Industrialna, komputerowa, zadziorna i buntownicza. Było na niej jednak sporo słabych kawałków i można się było spodziewać, że na „Football EP” trafił jakiś tragiczny odrzut. Nie. Zagrali zupełnie inaczej niż na pełnej płycie – zaczynają intrygujące klawisze, starutkie jak hammond, leci bojowa, głośna zwrotka, typowe CKOD, i wtedy WTEM! zbawienny łobuzerski refren. Wszystkiego dwie minuty: „Gramy wściekle w piłkarski poker w piekle”. Ten zespół wtedy i dystans? Wydawało się to niemożliwe. Szacunek.
Płytka pokazuje, że kiedyś Polacy potrafili pisać bardzo fajne refreny i śpiewać w nich w rodzimym języku. Nawet o głupotach. Można się zorientować, dlaczego w tamtych czasach inspiracji szuka cudowne zjawisko o nazwie Muzyka Końca Lata.