Zespół klimatyczny, intymny, poruszający się biegle w rejonach alt country, bluesa, amerykańskiej muzyki delikatnej. Co rusz są poszturchiwani: stać ich na więcej! Niech znów grają tradycyjnie! Niech więcej eksperymentują! „The Whole Love” odpowiada raczej na ten ostatni postulat, ale...
Otwierająca album piosenka „Art Of Almost” zaskakuje – jakby odarta z naturalności Wilco, ustawiona na elektronicznych pętlach, ze smyczkami. Zespół w siedem minut odfajkowuje wszystko, czego Radiohead dokonali przez ostatnią dekadę. Po wyciszeniu, w „dodatkowej” części utworu dziwaczne solo Nelsa Cline’a (mistrz gitary, ostatnio zagrał na płycie Tinariwen) przechodzi w euforyczną gonitwę w stylu... Deep Purple. Najlepsze jest „One Sunday Morning” – 12 minut mruczanki, cały sens istnienia muzyki w kosmosie.
Wilco rzeczywiście potrafią wszystko. Najlepszym z ich ośmiu albumów pozostaje wciąż „Yankee Hotel Foxtrot” z 2002 r. Dziś opowiadają inną bajkę, ale też zgrabnie.
Tekst ukazał się 29/9/11 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji