Pada deszcz, stoi tramwaj. Pierwsza szyba, pustka, druga szyba, mrok – to okładka nowej płyty Wojciecha Bąkowskiego.
Ten artysta jest kojarzony prędzej z galeriami sztuki (w tej dziedzinie zdobył Paszport „Polityki”) niż rockowymi festiwalami. Materiał z „Jazz Duo” zdążył już zaprezentować w Jarocinie czy w Katowicach na Offie. Czy zatem jego czwarta solowa płyta jest przystępna? Uchylił drzwi do pojazdu marki Pesa? Nie bardzo, ale trochę.
Podkłady zrobił na śmietniku, na stocku sampli, czyli ze zbioru bezpańskich muzycznych wycinków. Poskładał je w dziwne, niedopasowane utwory. Zasadą jest kontrast. Syntetyczny bas, lekka perkusja oraz dźwięk harfy („Sprawy”). Podwójna stopa i perkusyjne przejścia jak w metalu plus smutne klawisze plus trzy nuty jak odgłos przychodzącego SMS‑a („Słoneczko kółko”). Upiorny motyw organowy, gęstniejący werbel, zagrywka na fortepianie („Fotel”). Czasem Bąkowski dograł jakiś własny dźwięk.
Na koncertach włącza podkład i śpiewa, a raczej mówi. Wykonuje pantomimę: on, stół, krzesło, mikrofon, papieros, piwo. W „Sprawach” (to od zdania: „tak się sprawy mają”) tłumaczy: „Jestem dobrym artystą/ wiem to/ inni artyści to gówno/ robią gówno/ chyba że ci co nie żyją/ albo ci co śpią/ ze mną w łóżku”. Przypomina się „Serce miłości”, film fabularny inspirowany jego związkiem z artystką Zuzanną Bartoszek. Życie to bój: „Moi wrogowie nie widzą się nawzajem/ oni mają głupią mordę/ wspólną, jedną”.
Bąkowski tylko czasami jest w środku tego „ja”: „Mój człowiek, Bąkowski Wojciech, siedzi/ jest mu wygodnie/ jest mu bardzo wygodnie”, powiada („Fotel”). W tekstach, a raczej wierszach, są jeszcze kula ziemska, słońce, ulica, widok w oknie. Zbitki słów z tramwaju i przemyśleń z głębi mózgu nadają tym utworom moc, napędzają je, nawet nagranie awantury z utworu „1906” działa jak piorun. Jednak okładkowy układ – pustka, izolacja, ciemność – ma też ciemną stronę. Dłuższe fragmenty instrumentalne nużą, powodują istotne u Bąkowskiego zjawisko zmęczenia, przyśnięcia (np. w tramwaju Pesa Jazz Duo).
Dlatego te utwory najlepiej ogląda się na koncercie, razem ze wspomnianą pantomimą. Płyta jest znacznie dłuższa niż większość występów Bąkowskiego, za długa. Ale dla nieznających artysty będzie niezłym, płynnym wprowadzeniem w jego świat.
Tekst ukazał się 19/10/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji