Czy za płytę można dostać Nike? Bąkowski – artysta wizualny, poeta i muzyk – to brat nominowanego w tym roku Sieńczyka. Brzydkie czerń, biel i piksel, zbliżenia Bąkowskiego uzupełniają się jak yin i yang z brzydkim kolorem i dalekimi planami Sieńczyka.
Opowieść w dwóch zdaniach, w trzech słowach zamiast kunsztownej narracji. I ten sam mrok, niepokój, chcesz spojrzeć przez ramię, ale trochę się cykasz.
Jeśli Bąkowski w Niwei w słowie był surowy, zwięzły, miał proste elektroniczne podkłady, to teraz zredukował się jeszcze bardziej. Syntezator buczy, trzeszczy, są pętle z uderzeń w perkusję i głosów. Muzyka zmienia się powoli i nieustępliwie, jak kłęby czarnego dymu obserwowane z daleka. Minimal z wyraźnym śladem melodii i z rytmicznym zawirowaniem. To muzyka miejska, ale – co dziwne – nie blokowa.
W tekstach Bąkowski jest wyostrzony i celny: „Świat mi wali sercem/ w każdą sekundę”, mówi. Albo cedzi: „to pochodzi z moich czasów/ ja pochodzę nie stąd/ nie chcę nie wiedzieć, co będzie/ chce wiedzieć, co będzie/ na pewno”. Bąkowski, autor muzyki, słów i skromnej warstwy graficznej płyty, jest nieustępliwy, twardy, przykuwa uwagę jak nikt. Wywołuje w słuchaczu ból głowy, uczucie odrealnienia. Kaleczy go. To Białoszewski, Cave i młody Beksiński w jednym. I małolat ulicznik, co czaruje opowieścią.
A w sierpniu płytę wyda producent Dawid Szczęsny, drugie pół Niwei.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 19/7/13