Słyszymy 16 utworów, których korzenie nikną w różnych punktach przeszłości. Gra je smyczkowy kwartet Steczka ze sporym udziałem elektroniki Kucharczyka i etnicznych instrumentów.
Na początku 2018 roku ma wrócić powstały w 1993 Mołr Drammaz, jeden z klasycznych zespołów Wojciecha Kucharczyka, muzyka, producenta, wydawcy, kuratora i grafika ze Śląska. Kierujący oficyną Mik Musik Kucharczyk, fan i uczeń Prince’a czy Davida Byrne’a, ma na koncie kilkadziesiąt płyt. Tworzy przede wszystkim muzykę elektroniczną, mocno osadzoną w rytmie – co oznacza zarówno techno, jak i rytmikę afrykańską czy karaibską. Najbardziej przystępnym i przebojowym projektem Kucharczyka był The Complainer & The Complainers, ale i w tym zespole ważne były działania DIY (zrób to sam) oraz niespodzianka, czyli psikus.
Co w takim razie napisać o „Uran Uran”? To niespodzianka niespodzianek. Mamy tu do czynienia z muzyką Kucharczyka, czasem dość wiekową (najstarsze dźwięki są z 1999 r.), do której Piotr Steczek, skrzypek orkiestry AUKSO, aranżer i kompozytor (współpracował m.in. z Aphex Twinem, Krzysztofem Pendereckim i Jonnym Greenwoodem), dołożył aranżacje smyczkowe. Równolegle do tego muzycznego materiału – także według koncepcji Kucharczyka – powstał spektakl taneczny prezentowany w tym roku na festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach.
Ta płyta to jego ścieżka dźwiękowa nagrana w studiu. Słyszymy 16 utworów, których korzenie nikną w różnych punktach przeszłości. Gra je smyczkowy kwartet Steczka z wciąż sporym udziałem elektroniki generowanej przez samego Kucharczyka i etnicznych instrumentów ze zbiorów Steczka. Nie ma wokali. Aranżer pozwolił sobie na wiele – i słusznie. To bardzo kolorowa, emocjonująca płyta. Ulubione momenty? Kameralne, ale przebojowe „Human/Alien DNA mixed”, trzymające w napięciu, szemrzące wściekle „Big Waves of Trust (jillion of them)” oraz finałowe „Dziwny karnawał”, po którym dopiero to wszystko zobaczyłem.
Jeśli Stanisława Celińska z pomocą pianisty Bartka Wąsika i Royal String Quartet kilka lat temu wywróciła na lewą stronę klasyczne piosenki o Warszawie, włącznie z tymi autorstwa Niemena, T.Love i Bajmu, to Steczek również z piosenek Kucharczyka zrobił coś nowego, żyjącego własnym życiem. To, co dobre w spektaklu tanecznym, nie musi się sprawdzić na płycie, ale „Uran Uran” jako nagranie działa bardzo dobrze. Smyczki mogą kojarzyć się z czymś uroczystym, z kulturą wysoką, ale te tutaj nie odstraszają, tylko przyciągają. Tak jak u Celińskiej to instrumenty organiczne, wszechwieczne, na zmianę melancholijne i pełne werwy, jak człowiek.
W spektaklu „z pustyni na podbój wszechświata” (właśnie tak, nie: świata) wybiera się dwójka bohaterów, Fitz i Carraldo. Tytuł pierwszego utworu „NA POCZĄTKU BYŁO... CZEŚĆ / AND HI WAS EVEN EARLIER” brzmi jak hymn przeciwko samotności. Zaczyna się zawsze od spotkania, a gest (taniec) jest ponadnarodowy i mówi więcej niż słowo. Podobnie odarcie spektaklu z warstwy wizualnej uruchamia wyobraźnię. Sam spektakl opowiadał o wzroście cywilizacji, naturze, podróży, badaniu świata i siebie, a przede wszystkim szukaniu sobie miejsca we wszechświecie. Zajęcie wbrew pozorom prozaiczne, codzienne, znane każdemu. Może ta płyta pomoże komuś się relokować, choćby duchowo?
Tekst ukazał się 16/11/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji