Menu Zamknij

Zeitkratzer – Saturation

25 mie­się­cy temu zmarł kom­po­zy­tor Zbigniew Karkowski, jed­na z naj­bar­dziej wpły­wo­wych posta­ci muzy­ki eks­pe­ry­men­tal­nej. Jego meto­dą wyzwo­le­nia muzy­ki kla­sycz­nej z XIX-wiecz­nych oko­wów aka­de­mi­zmu, hie­rar­chii i dys­cy­pli­ny był szok, narzę­dziem – lap­top i nagło­śnie­nie wręcz fizycz­nie oddzia­łu­ją­ce na słuchaczy.

SaturationPłyta „Saturation” awan­gar­do­we­go zespo­łu Zeitkratzer skła­da się z kom­po­zy­cji „Xenakis ali­ve I” Reinholda Friedla, lide­ra gru­py, oraz utwo­ru Karkowskiego. Autorstwo tego ostat­nie­go sta­je się wyko­naw­stwem, a wyko­naw­stwo zespo­łu – współ­au­tor­stwem. Zeitkratzer to kame­ral­na orkie­stra gra­ją­ca na instru­men­tach aku­stycz­nych muzy­kę brzmią­cą jak elektronika.

Pierwotnie 35-minu­to­we „Monochromy” było tak wyczer­pu­ją­ce, że lała się krew, np. z języ­ka sak­so­fo­ni­sty. Karkowski (to był jego pierw­szy utwór orkie­stro­wy) na pod­sta­wie nagra­nia stwo­rzył więc kolej­ną wer­sję. Zespół prze­ro­bił ją na par­ty­tu­rę i wszedł na kolej­ny poziom, gra­jąc z niej na kon­cer­tach utwór na żywo. Wyzwaniem było gra­nie „Monochromy” tak, żeby muzy­cy nie ucier­pie­li fizycz­nie. We wkład­ce do pły­ty Friedl wspo­mi­na, że z szu­ka­nia tej meto­dy powsta­ła meto­da twór­cza, któ­rą gru­pa wyko­rzy­sta­ła, gra­jąc np. „Metal Machine Music” Lou Reeda.

Intensywność i ener­gia gra­nia oczy­wi­ście są na tej pły­cie istot­ne, ale w pły­to­wym wyko­na­niu „Monochromy” jest mnó­stwo szcze­gó­łów, punk­tów zacze­pie­nia. Słychać grę ludz­kich mię­śni z instru­men­ta­mi, ale też współ­dzia­ła­nie arty­stów. W jed­nej trze­ciej utwo­ru, po wyci­sze­niu, nie­mal widać uno­szą­cą się znad ludz­kiej maszy­ny parę. Po chwi­li zaczy­na ona się ukła­dać w nowe kształ­ty, a te nabie­ra­ją cia­ła i zosta­ją wpra­wio­ne w ruch. Stać mnie tyl­ko na zachwyt i męt­ny meta­fo­rycz­ny opis – muszę więc dodać, że to muzy­ka noise raczej nie­ty­po­wa, eks­po­nu­ją­ca szcze­gół i peł­na powie­trza, przestrzeni.

Z kolei w „Xenakis ali­ve I” Friedl gra cia­ła­mi swo­ich kole­gów – dźwięk jest ogra­ni­czo­ny dłu­go­ścią ręki dane­go muzy­ka czy roz­le­gło­ścią kla­stra gra­ne­go na for­te­pia­nie jed­ną ręką. Sposób zmik­so­wa­nia utwo­ru i jego ogra­ni­czo­na dłu­gość rów­nież pozwa­la­ją wsłu­chać się w szcze­gó­ły. Według słów Daniela Brożka z tek­stu towa­rzy­szą­ce­go pły­cie Friedl poka­zu­je tu, jak uważ­nym jest słu­cha­czem, prze­kła­da bowiem zło­żo­ność tego, co grec­ki kom­po­zy­tor i archi­tekt osią­gał za pomo­cą pre­pa­ro­wa­nych taśm, na język zespo­łu. Oba nagra­nia pocho­dzą z kon­cer­tu w Genewie w 2004 roku.

Tekst uka­zał się 20/1/16 w Wyborcza.pl/kultura – tam­że wię­cej recenzji

Podobne wpisy

Leave a Reply