Debiut Złotej Jesieni (wiosną wydany na kasecie, teraz na CD) to rześki powiew w zatęchłej piwnicy krajowej muzyki gitarowej. Rzecz śmiała i bezbronna, skok na główkę i nic nam do tego. Noise. Źle słychać, bardzo głośno. Nieśmiały wysoki śpiew, jeśli jest, to zagrzebany pod gitarami, a na przedzie jeszcze bezlitosne, szybkie jak ucieczka we śnie bębny.
Czasem w środku utworu obcy zgrzyt, wcinka. Gra zespołu robi wrażenie straceńczej, niebezpiecznej, ale producent Łukasz Ciszak dał jej walor słuchalności. „Girl Nothing” to materiał do nauki dla muzyków i nie tylko. Złota Jesień odwraca się od Sonic Youth, od metody wypełniania treścią formy zwrotka-refren i odpadania od niej w improwizację, a potem grzecznego powrotu do porządku. Tu nie wiadomo, co się wydarzy.
Oryginalność nie polega na pisaniu pięknych czy chwytliwych piosenek, choć na tej płycie pełno fragmentów poruszających i melodyjnych. W pakiecie są też naszkicowane na przesterowanej gitarze urywki. Życiówka – między euforią a dołem, wściekłością a czułością jest cienka granica, nawrót o 180 stopni to pestka. OK, robi to wrażenie szybkiej jazdy z ręką na hamulcu, ale zespołowi udaje się choć przez chwilę udać, że stracił kontrolę, że ruszył lawiną. Na tej płycie są jak nieśmiały człowiek na imprezie – zdarza się mu upić, by mieć podkładkę do niewinnych bezeceństw.
Tekst ukazał się 2/10/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji
Pingback:2015 – płyty roku, polskie i zagraniczne – Ktoś Ruszał Moje Płyty