W ostatnich latach wielu zachodnich muzyków sięga po brzmienia i rytmy Afryki lat 70. Lokalne grupy pięknie łączyły wtedy afrykańską polirytmię z europejskim jazzem i popem (nurty highlife i afrobeat). Teraz sytuacja się odwraca: Afrykanin z krwi i kości, ignorując Vampire Weekend i Tune-Yards, odwołuje się do tamtej spuścizny.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.