Menu Zamknij

Ołeksandr Myched – Zmieszam z węglem twoją krew

Tego świa­ta już nie ma. To, do cze­go Ołeksandr Myched doko­pał się na wscho­dzie Ukrainy, zmio­tła woj­na. Nie wol­no nam zapo­mnieć o zbrod­niach rosjan, ale też powin­ni­śmy pamię­tać o świe­cie „sprzed”. To o nim tu mowa.

Autor „Zmieszam z węglem two­ją krew”, pisarz i dzien­ni­karz z rocz­ni­ka 1988, spę­dził kil­ka lat na zgłę­bia­niu toż­sa­mo­ści sze­ściu miast ukra­iń­skie­go zagłę­bia węglo­we­go – Donbasu. Najdalej na zachód spo­śród sze­ściu miast leży Dobropole, naj­da­lej na pół­noc i wschód – Siewierodonieck. Ten ostat­ni pozo­sta­je dziś pod oku­pa­cją. Właśnie tam w 2004 roku rosja pod­ję­ła pierw­szą, nie­uda­ną pró­bę ode­rwa­nia od Ukrainy ośmiu obwo­dów oraz Krymu. Zrobiła to ręka­mi Partii Regionów i Wiktora Janukowycza – ówcze­sne­go pre­mie­ra – na jej zjeź­dzie, przyj­mu­jąc odpo­wied­nią rezolucję.

Sięgam dale­ko w prze­szłość, bo czy­ni tak Myched. Z jed­nej stro­ny w poszu­ki­wa­niu mito­lo­ge­mu (naj­mniej­szej, repli­ku­ją­cej się wspól­nej cząst­ki lokal­nych mitów) repre­zen­tu­ją­ce­go toż­sa­mość dane­go mia­sta roz­ma­wia on z miesz­kań­ca­mi, two­rząc swe­go rodza­ju histo­rię mówio­ną, z dru­giej – wspie­ra się w każ­dym mie­ście doświad­cze­nia­mi lokal­nych twór­ców kul­tu­ry i histo­rią (pra­co­wał w ramach pro­jek­tu „Metamisto: Schid”, czy­li „Metamiasto: wschód”). Z cze­go miesz­kań­cy są dum­ni? Z gór­nic­twa, z prze­my­słu azo­to­we­go, z pro­duk­cji radziec­kiej gry z wil­kiem i zają­cem, z fabry­ki szkła – i rubi­no­wych gwiazd wie­sza­nych na Kremlu. Rzadko z ukra­iń­skich twór­ców, wyjąw­szy poetę Wołodymyra Sosiurę, auto­ra słyn­ne­go wier­sza „Ljubit’ Ukrainu”, o któ­rym wspo­mi­na wie­lu miesz­kań­ców Lisiczańska, naj­star­sze­go miej­sca wydo­by­cia węgla w oko­li­cy. Raczej nie pamię­ta­ją jed­nak o nęka­niu poety za ten wiersz z 1944 roku, któ­re usta­ło dopie­ro po śmier­ci Stalina w 1953.

Myched zacho­wu­je te roz­mo­wy w posta­ci aka­pi­tów, cza­sem zdań, któ­re lawi­ną zjeż­dża­ją na stro­ny książ­ki. Porwane, kró­ciut­kie, jak­by dla mon­ta­żo­we­go popi­su – ale ufam mu jako auto­ro­wi. Z tego, jak odno­szą się do auto­ra lokal­si, moż­na wywnio­sko­wać, że wła­dza nie­wie­le uwa­gi dawa­ła tej oko­li­cy, rów­nież za Janukowycza. Że po upad­ku prze­my­słu sto­li­ca puści­ła region wol­no, pozwa­la­jąc, by stał się „dzi­kim wscho­dem”. Kilka lat temu, już po 2014, w Lisiczańsku zamor­do­wa­no pro­ukra­iń­skie­go rad­ne­go, któ­ry wal­czył z korup­cją. Jak pisze Myched, mało kto z zacho­du bywa na wscho­dzie, a wschod­nia­cy trak­tu­ją zachód kra­ju jak inny świat. Stereotypy wscho­du na temat zachod­niej Ukrainy i na odwrót oka­zu­ją się ist­nieć w naj­mniej­szej ska­li, w ludziach. Zarzut? Ich frag­men­ta­rycz­ne wypo­wie­dzi zde­rza­ją się z cza­sem zbyt obfi­tą nar­ra­cją odau­tor­ską, któ­ra bar­dziej niż bły­sko­tli­wy wykład o histo­rii przy­po­mi­na pro­wa­dzo­ną przy piwie roz­mo­wę peł­ną luź­nych sko­ja­rzeń i nie zawsze istot­nych danych.

Za to moc­ną stro­ną książ­ki, wyda­nej w Ukrainie w 2020 roku, jest pogoń Mycheda za infor­ma­cja­mi o Marku Zalizniaku, świad­ku zarzą­dzo­ne­go przez rosyj­skie wła­dze Hołodomoru (Wielkiego Głodu) z począt­ku lat 30. XX wie­ku. Zginęło wte­dy kil­ka milio­nów Ukraińców. Zalizniak nale­żał do zale­d­wie kil­ku osób, któ­re mia­ły moż­li­wość foto­gra­fo­wać przy­mu­so­wą kolek­ty­wi­za­cję (roz­ku­ła­cza­nie) ukra­iń­skiej wsi i głód. Jest on auto­rem mię­dzy inny­mi słyn­ne­go zdję­cia, na któ­rym mat­ka z małą córecz­ką zosta­je wygna­na z domu. Związany z Pokrowskiem Zalizniak (1893–1982) foto­gra­fo­wał od 12. roku życia i dokład­nie opi­sy­wał każ­de swo­je zdję­cie, a zro­bił ich aż 5 tysię­cy. Do tego pro­wa­dził notat­ki ze spo­strze­że­nia­mi, w któ­rych się nie cen­zu­ro­wał. Mychedowi uda­je się dotrzeć do jed­ne­go z dzie­się­ciu egzem­pla­rzy książ­ki o Zalizniaku...

O co cho­dzi­ło w „Metamiście: Schid”? O prze­strzeń publicz­ną, kon­tak­to­wa­nie ze sobą akty­wi­stów, o świe­ży fer­ment. O graf­fi­ti. W każ­dym mie­ście Myched współ­two­rzył jakąś insta­la­cję, mural, pro­jekt, któ­ry zosta­wił­by w miej­skim kra­jo­bra­zie jakiś ślad, jakiś znak obec­no­ści Ukrainy – i był wspól­ny, nale­żał do miesz­kań­ców. Miejscowości spra­wia­ły wra­że­nie bez­wład­nych, uśpio­nych, czy raczej spa­ra­li­żo­wa­nych we śnie. Bywało, że scep­tycz­ni miesz­kań­cy ostrze­ga­li: po co tu cokol­wiek robić, nasi zaraz to roz­bio­rą, pija­cy będą tam spać (to o dom­kach na drze­wach dla dzie­ci). Nie ma tu więk­sze­go wybo­ru: albo nostal­gia za sta­ry­mi cza­sa­mi, albo przy­mus wyrwa­nia się w świat. W nie­któ­rych mia­stach do dziś (do momen­tu pra­cy nad książ­ką) toczą się spo­ry o nazwę. Tu zawsze wczo­raj jest lep­sze niż dziś – dzi­siej­szy Pokrowsk przez pół wie­ku był Krasnoarmijśkiem, wcze­śniej Postyszewem, a jesz­cze wcze­śniej Griszynem. U źró­deł Doniecka jest powsta­ła w 1869 roku wieś Juzowka, od nazwi­ska twór­cy kopalń i hut, Walijczyka Johna Hughesa. Gdy bol­sze­wi­cy wybie­ra­li sto­li­cę obwo­du, pomi­nę­li znacz­nie więk­szy, wiel­ko­miej­ski, pełen teatrów, ale za mało pro­le­ta­riac­ki Bachmut i wybra­li Juzowkę. W latach 1924–1961 roku nosi­ła ona wdzięcz­ną nazwę Stalino, choć związ­ki słyn­ne­go mor­der­cy z mia­stem nie są zna­ne. Dzisiaj Donieck oku­pu­ją rosja­nie, a Bachmut – przed inwa­zją 50-tysięcz­ny – nie ist­nie­je, zrów­na­ny z zie­mią przez rosyj­skie bombardowania.

Co pro­wa­dzi do tema­tu inwa­zji, obec­ne­go dopie­ro w posło­wiu książ­ki Ołeksandra Mycheda. Powstała ona, zanim jesz­cze rosyj­ska armia – 24 lute­go 2022 roku, w dzie­wią­tym roku woj­ny – ude­rzy­ła ze wszyst­kich stron na Ukrainę. Cień tego zbrod­ni­cze­go ata­ku kła­dzie się na każ­dej stro­nie „Zmieszam z węglem two­ją krew”. Treść wyda­je się przez to kru­cha, deli­kat­na, nie­istot­na, i myślę, że dla­te­go wła­śnie książ­ka musia­ła się ukazać.

W 2022 roku autor z żoną miesz­kał w Hostomelu, jego rodzi­ce w Buczy. Pierwszego dnia ewa­ku­ował się do Czerniowiec przy gra­ni­cy z Rumunią, ale rodzi­ce odmó­wi­li wyjaz­du. Trzy tygo­dnie spę­dzi­li pod oku­pa­cją. Przeżyli. Dom Mycheda rosja­nie zbom­bar­do­wa­li po tygo­dniu inwazji.

Pisarz, zanim poszedł do woj­ska, zbie­rał ust­ne świa­dec­twa ofiar woj­ny, doku­men­to­wał zbrod­nie. Napisał wte­dy tekst – rodzaj dzien­ni­ka wojen­ne­go – o Buczy, o uszko­dzo­nej psy­chi­ce, o pra­gnie­niu spra­wie­dli­wo­ści, a jeśli nie, to cho­ciaż zemsty. Możecie prze­czy­tać go na stro­nie ukra­iń­skie­go PEN Clubu, do któ­re­go nale­ży Myched. To było w kwiet­niu 2022. Jeżeli oce­ni­cie, że ten tekst roz­ry­wa ser­ce, to się­gnij­cie po „Język woj­ny”, prze­mó­wie­nie Mycheda otwie­ra­ją­ce Forum Książki we Lwowie, pół roku póź­niej. Giną pisa­rze, muzy­cy, akto­rzy, tan­ce­rze. Wojna trwa.

PS Wahałem się, czy wsta­wić zdję­cie Ołeksandra Mycheda, może to nie­sto­sow­ne, bo pocho­dzi ono z innej epo­ki. Z dru­giej stro­ny przed­sta­wia pisa­rza z cza­sów wyda­nia książ­ki, a wydaw­nic­two też się nim posłu­gu­je. Zdjęcie zro­bił Valentyn Kuzan, któ­ry w koń­cu wrze­śnia jak Myched poszedł do woj­ska – dołą­czył do służ­by pra­so­wej 72. Zmechanizowanej Brygady im. Czarnych Zaporożców. „Odpocznę po wie­lu latach fri­lan­su” – napi­sał Kuzan.

  • Ołeksandr Myched, „Zmieszam z węglem two­ją krew”, przeł. Michał Petryk, wyd. Czarne, Wołowiec, pre­mie­ra 25/10/2023

Podobne wpisy

Leave a Reply