Na początek zastrzyk na uspokojenie: Ana Roxanne, Ane Brun i Anna McClellan (z prawej).
Dalej coś dzikszego: The Avalanches, Avtomat, The Bug (z lewej) oraz Terry vs. Tori.
Wśród najbardziej wyczekiwanych płyt roku 2023 było nowe Lotto. Okazało się, że płyty są dwie, bardzo od siebie różne: ta nagrana niemal na żywo i ta mocno przetworzona. Piszę o „Axolotlu” i „Summer”.
Nowy album flagowego zespołu wytwórni Daptone, źródła staromodnego, pełnego energii soulu. Dobrze się słucha, dobrze się ogląda ten zespół i przede wszystkim trudno nie uwierzyć liderce grupy Sharon Jones.
Kojarzy się jako smętna i akustyczna. W tym jest dobra, nawet bardzo. W islandzkim bjorkowaniu – zupełnie wtórna. W ogóle to wszystko brzmi jak próba nawiązania, dorównania, jeszcze raz sprzedania. Największe wrażenie robią te momenty, gdy jej melancholia nie jest północna, staje się za to tropikalna (jak w „Speed Of Dark”). Wtedy jest prawie tak dobra jak Rebeka.
Chvrches – The Bones Of What You Believe
Bardzo szanuję i lubię ten zespół, ma dobre bity oraz jest ze Szkocji, ale ta płyta – debiut – nie jest tak dobra jak koncerty. Może mi się wydaje, ale to się zlewa z całym tym niezależnym niby popem. Co sezon horda zespołów odkrywa, że wokalistka ze słodkim głosem i mocny syntezator podobają się pijanym ludziom najbardziej. Tylko że Armin van Buuren z tym 70 płyt do przodu... Jeszcze ze trzy lata i może Chvrches odkryją, jak zrobić dobrą płytę. Szanse są.
Nightmares On Wax – Feelin’ Good
Dawniej przepadałem na tym gościem, teraz nowa płyta nie wzbudza emocji. Tzw. stara bieda. No, jest płyta po prostu. Podobno taka, jaką zawsze chciał zrobić. Zieeew. Należe to rozumieć tak, że facet woli – jak to szło w numerze Ortegi? – się obracać, niż szukać nowych środków wyrazu. No to sobie nagrał. Podobnie jak w przypadku Torrini, proponuję sprawdzić jego stare płyty. Ocena przyjdzie szybko.
Sebadoh – Defend Yourself
Nic niewnosząca płyta. Główną atrakcją jest to, że Lou Barlow obraził się na Pitchforka. Sam mówił o w wywiadach, że się rozwiódł, więc recenzent napisał, że się rozwiódł. Lou się obraził, może dlatego że dostał 6/10 (zawyżona ocena). Znakiem tego polecam płyty z czasów, gdy trudniej było go obrazić, a łatwiej było mu nagrać coś bardziej interesującego niż szczegóły jego życia prywatnego.
Są dobre wiadomości o artystach, których cenię. Karolina Cicha zdobyła Grand Prix festiwalu Nowa Tradycja, pisałem o nim w „Gazecie” w czwartek. Nie chwaląc się, byłem bardzo przewidujący i dałem jej nazwisko jako przykład tego, o co chodzi w całym tym festiwalu i konkursie dla młodych artystów. Karolina Cicha jest najlepsza, jej ostatnią płytę „Miękkie maszyny” recenzowałem już dość dawno i mam nadzieję, że z nowego projektu wykluje się nagranie dające jeszcze więcej satysfakcji. Na Nowej Tradycji dostała też parę innych nagród, może więc wreszcie zyska uwagę, jaka od dawna jej się należy.
Zespół Drekoty, moje faworytki z ostatnich lat, ma nowy teledysk. Razem z Drekotami zaczęło się jakieś moje nowe życie, zobaczyłem, że muzyka może być oryginalna, piękna i emocjonalna. Jakoś tam moja i jednocześnie wbrew mnie kompletnie. Taka ciekawa po prostu, wciągająca. Że to jest zagadka, nad którą warto się pogłowić, w której poszperać. Niekoniecznie po to, żeby zrozumieć, nie żeby znaleźć, ale żeby szukać. Może się wydarzać coś nowego, nie jestem skazany na to, żeby czekać na polskie LCD Soundsystem, na nowego Cheta Bakera.
Coraz bardziej szacowne wydawnictwo FYH Records wydaje za to epkę grupy Judy’s Funeral. Taka to epka, że prawie płyta – ponad 20 minut muzyki, a poza tym już cała w necie. Może to i dobrze, kupią uzależnieni, których zdąży jeszcze przybyć. Ja sam na razie zaczynam słuchać i mieści mi się to jakoś w co bardziej energicznych dokonaniach trójmiejskiej sceny, z 1926 albo mocnymi fragmentami Ampacity. Trochę tam punk rocka, jest nawet coś w rodzaju grubszego Sisters Of Mercy. Będę się przysłuchiwał. Producentem nagrań jest Goran Miegoń.
Jeszcze kIRk. Wydali w tym roku dwie płyty – i jeszcze im mało. Po skandalu w Genewie, gdy z hotelu skradziono im laptopy z muzyką na nowym album i kawałem dotychczasowego dorobku, zespół szykuje się do wydania nowej epki własnymi siłami. Oprócz nowych utworów przewidziane są tam remiksy Teielte i Napszykłat. kIRk prosi o wsparcie, dlaczego więc nie dopłacić im do wydania? Parafrazując sprzedawców kosmetyków, kIRk jest tego wart.
Świetny album, porównywalny z rewelacyjnym UL/KR. Skończona forma, intro i pięć utworów – melodyjnych, z pozoru niewypieszczonych piosenek. Coś, co przychodzi po dubstepie – bardzo humanitarna elektronika.
Bardzo dobra jest płyta In The Name Of Name, tylko trudno coś o niej napisać. Nie ma mody na gitarowe zespoły nawiązujące do lat 70., nie wypada o nich pisać dobrze, a zawodowi krytycy twierdzą, że Malkmus nagrywa świetne płyty.