Są dowodem na to, że rock nigdy nie zginie. Mistrzowie melodyjnej piosenki i absurdalnego tekstu dostarczyli płytę może mało oryginalną, ale przyjemną.
Dziesięć lat po starcie do kariery, na piątej płycie (nie licząc koncertówki) Kiev Office jest zespołem takim jak na początku, tylko lepszym. Każdy kolejny album wydaje się podobny, wokal podobnie irytujący, ale teksty zabawne. Chórki są wciąż nieśmiałe, przejścia między fragmentami delikatnymi a rozhuśtanymi, wściekłymi instrumentalami – gwałtowne. Bez obietnic – rzetelne granie rodem z kasetowych czasów.
Tercetem kieruje Michał „Goran” Miegoń, gitarzysta i wokalista, tekściarz, producent nagrań. Chórki śpiewa z nim basistka Joanna Kucharska, na bębnach gra Krzysztof Wroński. Kilka lat temu był moment, gdy zdawało się, że porzucą „czady”, krótkie i dobitne gitarowe numery i przejdą na długie, transowe utwory. Nic z tych rzeczy, wciąż bronią swojego pierwotnego terytorium. „Czadem” na nowej płycie jest np. „Lekcja 1”, przebojem świetne „Cafe Santana”, a gitarowym strumieniem świadomości pełna pogłosów, jakby improwizowana „Strefa szybkiej samotności” i śpiewane przez Kucharską majestatyczne „8 lat w Tybecie”.
Kiev Office grało już piosenki o Jerzym Pilchu, o Antonie Globba z wiersza Pawła „Końja” Konnaka, kapitalny był „Reportaż” z wyliczeniem polskich twórców tego gatunku literackiego, a teraz oferują „Makłowicza w podróży”. Teksty pokazują więc zespół jako uczestnika świata popkultury, jej konsumenta. Z drugiej strony sami są w tym świecie produktem – Kiev Office brzmi jak stereotypowy zespół wiecznie siedzący w piwnicy nad swoją muzyką, we własnym świecie, jeżdżący w kolejne trasy w poszukiwaniu emocji.
Gdyby nie teksty. Goran jest mistrzem absurdalnego humoru: „Modernistyczny horror/ to wcale nie Godzilla/ nie ma zagrożenia z zewnątrz/ ten człowiek zjada domy/ daj mu jeść”. Szkoda, że często trudno powiedzieć, co krzyczy wokalista. Ten problem nie występuje w luzackim przeboju „Cafe Santana” („Cafe, Cafe Santana/ Cafe Santana, działki leśne/ pamiętasz szyld, pamiętasz wejście”).
Krótko mówiąc, w Gdyni wszystko po staremu. Średni wokal, fajne teksty, niezwykle oryginalne gitarowe brzmienia i znacznie mniej oryginalny piosenkowy hołd dla rocka lat 90. A tytuł płyty nawiązuje nie do literatury, lecz do architektury Gdyni.
Tekst ukazał się 26/5/17 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji