Odkryto lekarstwo dla chorych na polską zimę. Jeśli płyta młodego zespołu New People nie przyspieszy wiosny, to nie nadejdzie ona już chyba nigdy.
W przypadku New People pokusa, by spędzić tekst na wyliczaniu zasług członków grupy, jest silna. Każdy grał lub gra w jakimś fantastycznym zespole (The Car Is On Fire, Drekoty, Crab Invasion, Magnificent Muttley), jest mistrzem instrumentu czy śpiewu, ma własny styl. Jednak o sile New People stanowi zespołowość. Siódemka ludzi nie tak już nieopierzonych chce grać piosenki – melodyjne, jasne, skrzące się rozwiązaniami rodem z ambitnego, zachodniego popu.
Żeby to działało, trzeba nie tylko umieć pisać melodie, wymyślać aranżacje i śpiewać na kilka gardeł, ale też mieć pomysł na brzmienie. New People go mają: po ich płycie nie znać wysiłku, efekt końcowy jest łatwo przyswajalny, ale miłośnicy głębokiego słuchania pod powierzchnią utworów znajdą mnóstwo ekscytujących szczegółów. „Better Ways”, „Rain Talk”, „Sad Max” czy „First Thing Tomorrow” są zarówno dla tancerzy, jak i dla słuchaczy.
Takie podejście i tak dobre pomysły miało już parę zespołów: od The Beach Boys i późnych Beatlesów, przez Steely Dan, Bowiego z przełomu lat 70. i 80., po działających współcześnie Daft Punk czy Tame Impala.
Z ostrego szukania słabszych stron przedsięwzięcia może wyniknąć lekki żal, że dbałość basisty Jakuba Czubaka o brzmienie nie idzie w parze z idealnym śpiewem, ale wynagradza to klasa Alicji Boratyn i Natalii Pikuły. Więcej mógłby też pośpiewać gitarzysta Jakub Sikora (słychać go w „New Guy, New Town”). Teksty są w komplecie angielskie.
Muzycy nie popisują się ponad miarę. Dziwne: radość grania wynika ze wstrzemięźliwości: z tego, jak świetnie wszystko się składa i brzmi, a nie z tego, jak skomplikowaną solówkę zagrały bębny czy gitara. W tym sensie New People przypominają Mitch & Mitch. Ich rzemiosło to pisanie piosenek ku twojej, słuchaczu, przyjemności. Debiut New People będzie wśród najlepszych polskich płyt roku 2018.
Czym warszawianie różnią się od krakowskich Rycerzyków? New People jakby rozsmakowali się w dorosłości – hej, przedostaliśmy się do niej, ocalając z dorastania, co się dało! – a krakowianie potrzebowali powrotów, aby czuć się sobą i nie mieć poczucia zdrady. Dobrze im być młodymi. Za to New People grają piosenki do tańca, nie do rozmarzeń.
Oba te sposoby na dorastanie do muzyki pop są w porządku.
Tekst ukazał się 6/3/18 w „Gazecie Wyborczej” – tamże więcej recenzji