35-letniemu Kurtowi Vile’owi piosenki same wychodzą spod palców. W 2013 r. zdobył mistrzostwo świata albumem „Wakin On A Pretty Daze” w slackerskim stylu nawiązującym do Toma Petty’ego, Bruce’a Springsteena i Marka Knopflera. Obrona pasa mistrzowskiego to mniej efektowna część roboty.
Dlatego „B’lieve I’m Goin Down” wymaga baczniejszego wsłuchania się. Bo lekki, niedbały styl – stąd bokserska metafora – nie przeszkadza Vile’owi wykazać się kunsztem. Na swej szóstej płycie Amerykanin sprawia wrażenie, jakby przemierzając ojczyznę, dietę ograniczył do Stasiuka (on sam mówi: Flannery O’Connor). Jeśli na poprzedniej płycie poruszał się szosą, to teraz zjechał na drogi gruntowe. O świcie czeka owiec na wzgórzach, w południe buja się w fotelu na werandzie, wieczorem dogląda ogrodu.
Te obrazy wywołuje muzyka, jak na poprzednim albumie nieprzyzwoicie przyjemna, ale bardziej country’owa. W „Lost My Head There” gitarę zastąpił pianinem, „I’m An Outlaw” oparł na partii bandżo, sięgnął nawet po dobro, organy Hammonda, wibrafon, co zechcecie. Vile omija korzennie amerykańskie dźwięki, ale to jego autorskie „USA Today” pielęgnuje melancholię tutejszej muzyki XX wieku. Rzuca hasła: walkman, Miles Davis, Neil Young. I tak aż do ostatniego utworu, urwanego przez finałowym akordem fantastycznego „Wild Imagination”.
Tekst ukazał się 2/10/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji