Duet Sorja Morja zadebiutował płytą „Sorja”. Mało dźwięków, niewiele słów, a rezultat znakomity.
Debiutancka płyta duetu Sorja Morja trwa ledwie 23 minuty. Pojedyncze piosenki zaczęli publikować już kilka lat temu, można się więc było spodziewać dłuższego materiału, ale główną cechą warszawskiego (dawniej wrocławsko-poznańskiego) zespołu jest oszczędność.
To łagodny materiał. Gitara, bas, klawisze, automatyczna perkusja stanowią absolutnie klarowne tło dla głosu Ewy Sadowskiej. „Młodość nie mija, a młodość w ogóle nam niemiła”, śpiewa prostym, dziecięcym tonem Sadowska w „Młodości”. Brzmi trochę jak Dorota Masłowska w Mister D., ale przyjemniej.
Za muzykę i drugi głos odpowiada Szymon Lechowicz znany z Damiano CZ, Chłopomanii i składu Manhattan, w którym byli również członkowie indierockowych składów słynących z zamiłowania do ładnych melodii – The Car Is On Fire czy Crab Invasion. „Miłość jest wieczna, a młodość nie mija, nie mija”, śpiewa za chwilę duet.
Proste słowa, świetne melodie
„Koniec świata, zombi, islam, śmierć/zła planeta, kwarantanna, śmierć – śpiewa Sadowska – śmierć, którą łatwo można przespać” w kończącej album „Śmierci” z udziałem saksofonisty Sena Morimoto. Niewiele w polskiej muzyce rozrywkowej tekstów równie celnych, lakonicznych i niesztampowych. Krajowi artyści nawróceni na rodzimą mowę ciążą zwykle ku banałowi i wytartym metaforom.
Na tym tle teksty Sorji Morji są proste, ale w pozytywnym sensie. Mocne obrazy pobudzają wyobraźnię. Zdanie takie jak „Ptaki lecą do gniazd” z piosenki „Sezon”, pozbawione ozdobników i złożone ze słów niemal przezroczystych, podstawowych, jest jak iskra.
Nieoczywiste zderzenia słów pełną siłę rażenia uzyskują dopiero podporządkowane karkołomnym melodiom, których u Sorji Morji pełno. Tym większe oklaski dla Sadowskiej jako interpretatorki i Lechowicza jako autora tekstów.
Zespół trudno jednoznacznie przypisać do jakiegoś nurtu czy sceny. Na pewno przepadają za nimi koneserzy niebanalnych melodii i wokalnych harmonii. Myślę, że Sorja Morja odnalazłaby się w towarzystwie z jednej strony piosenkowej grupy poprockowej New People, z drugiej elektronicznej opowiadaczki Soniamiki, z jeszcze innej – poetyckich i czerpiących z codzienności Ballad i Romansów. Gdyby to była literatura amerykańska, można by zapisać Sorję Morję do nurtu nowej szczerości.
W XXI w. nic nie jest proste, ale wydaje się, że z tekstów piosenek na „Sorji” artyści wyrugowali ironię. To zaskakujące i niezbyt częste na polskiej scenie. Podobnie miłość do wziętych z lat 80. krótkich, arpeggiowych zagrywek gitary (Jan Bo w pogoni za The Police) wydaje się szczera.
Tekst ukazał się 9/5/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji