Sprzeczne reakcje znajomych na nowy film Skolimowskiego oraz napis „największy światowy sukces polskiego kina” na plakacie spowodowały, iż wybrałem się do tegoż polskiego kina na film – było nie było – trochę polski. Przygody miałem prawie takie jak Vincent Gallo, z tym że moja łagodna natura zaważyła na tym, iż nikogo nie zaszlachtowałem.
Szukam bodźców u Jakuba Ziołka i ukojenia u Mary Lattimore. A do tego polecam
spaghetti western Giorgio Fazera, szorstkość Order of the Rainbow Girls i wiele innych.