Nie spodziewałem się, że doczekam jeszcze nowej płyty Arab Strap. Kiedy parę lat temu, po 10 latach od zawieszenia działalności, wrócili do grania koncertów, myślałem, że właśnie tylko to – powrót na trasę.
Jednak jest. „As Days Get Dark” zebrało świetne recenzje, mi też trafiło do gustu. Uwielbiam debiut i jeszcze „Philophobię”, ale w późniejszych płytach dobrych numerów było tyle, co i rzeczy z perspektywy możliwości zespołu przeciętnych, a nawet po prostu zapchajdziur. Gdzieś to wszystko topniało i zapadało się, całe to Arab Strap i ich dziedzictwo. Nigdy nie uzbierałem kompletu płyt, a przecież uważałem ich za moich. Za swojaków. Po prostu te płyty przestały być dostępne i nikomu to nie robiło różnicy, czy są, czy ich nie ma.
Nowe Arab Strap mogłem kupić ze sporym wyprzedzeniem i dojechało akurat w dniu premiery, 5 marca. Singiel też. Są dystrybuowani i dostępni jak poważny zespół, poczułem dumę i coś, jakbym dostał prezent, ale nie miałem ochoty go odpakowywać. Chyba obawiałem się, że słabe będzie to nowe Arab Strap czasów pandemii, niewystarczająco dobre, przehajpowane, nawet za bardzo autoironiczne. Autoironia to oręż pierwszego wyboru dla artystów w pewnym wieku, jak Świetlicki, Iggy Pop, Bobby Gillespie, Maryla Rodowicz, nie wspominając o Maleńczuku czy Waynie Coynie. Już nie mogę sobie przypomnieć, kto był moim sztandarowym przykładem, wyleciało mi z głowy.
W pierwszych słowach ta autoironia zostaje zaznaczona i prawie na całą płytę porzucona. Aidan Moffat na „As Days Get Dark” gra o dużą stawkę, pisze o starzeniu się, o coraz mniejszym świecie, w którym jest mniej przyjaciół, mniej rodziny, mniej spotkań. Jest się zapominanym, jak te stare płyty Arab Strap. Nie pamiętam już, jakie było „Elephant Shoe”, jakby mnie tam nie było, jakbym nie słuchał tego, a przecież słuchałem.
Moim zdaniem ten pomysł Moffata zdaje egzamin. Rozczulenia się są w tekstach nieliczne, najwygodniejsza ścieżka autoironii też nie została przedeptana na amen. Piosenki czy poematy mają wagę.
Uspokoiłem się. Ta płyta zadziałała. Wśród piosenek też nie dopatrzyłem się jakiejś zapchajdziury, oni chyba wreszcie dojrzeli do tego, żeby zrobić całość na sto procent – nie tylko zbiór, ale też każdą piosenkę z osobna. Nie wycofanie jest w czasach pandemii motywem przewodnim, ale przerażenie – i udało się je przyszpilić, opowiedzieć na wiele sposobów, Malcolm Middleton tak skonstruował ten album, że przerażenie nawet niewypowiedziane przez Moffata, wyziera z muzyki.
Nie chcę się rozpisywać o tej płycie, tak zwane recenzowanie jest już chyba za mną, staram się tylko opowiadać o własnych uczuciach czy wrażeniach. W każdym razie ta premiera sprzed miesiąca zrodziła pomysł na ostatnią audycję w Radiu Kapitał. Dałem w niej trochę więcej szkockich zespołów, które lubię. Jest ich masa. Dałoby się wrzucić więcej. Starałem się jednak skomponować ten zestaw jakoś sprytnie. Udało się?
Patronem tej audycji jest Aidan Moffat na fotografii Neale’a Smitha.
Lista piosenek:
- Arab Strap – Tears on Tour (2021)
- Arab Strap – Packs of Three (2006)
- The Delgados – All You Need Is Hate (2002)
- Bill Wells, Aidan Moffat – (If You) Keep Me in Your Heart (2011)
- Camera Obscura – Let’s Get Out Of This Country (2006)
- Bill Wells, Aidan Moffat – Eleven Year Glitch (2015)
- The Pastels – Secret Music (2013)
- Aidan Moffat – Ode to O’Brien et al (2016)
- The Vaselines – The Day I Was a Horse (1989)
- Belle and Sebastian – Your Cover’s Blown (2004)
- Mogwai – Secret Pint (2011)
- Aidan Moffat – 9,000,000 Bicycles (2011)
Dodam na koniec trochę rozszerzoną listę kierującą do serwisu Spotify. Pewnie będę ją jeszcze aktualizował, przede wszystkim wstecz: