Jeden naród i jedna wiara? Na Górze mówi: nie, dziękuję. Walczy z wykluczającym językiem, którego pełno nie tylko w polityce. Punkowe podejście wyraża się też w zaskakująco lirycznych tekstach.
W skład działającego od 23 lat zespołu Na Górze wchodzą niepełnosprawni muzycy rockowi. Na nowym albumie „Mieszanka wybuchowa” jest utwór z ich pierwszej sesji w 1996 r. – pamiątka po zmarłym w zeszłym roku wokaliście Robercie Bartolu. Poprzednim wydawnictwem Na Górze jest „Nie ma dwóch światów” z fragmentami wierszy księdza Twardowskiego, które zaśpiewali m.in. Ania Brachaczek i Jorgos Skolias. Zespół pisze o sobie: „Graliśmy na punkowym festiwalu, na skłotowej imprezie po Marszu Równości, w schronisku dla nieletnich przestępców i na festynie parafialnym po Bożym Ciele”.
Głównym wokalistą Na Górze jest Adam Kwiatkowski. Jego śpiew może drażnić – szorstki, czasem ochrypły, może się wydawać byle jaki, czyli punkowy po prostu. Słychać zmaganie Kwiatkowskiego z językiem, aparatem mowy – w utworze „Mgła” jakby specjalnie wybrał sobie do powtarzania najtrudniejsze słowo. Równolegle w tekstach od początku słychać walkę ze złym językiem, z ocenianiem ludzi, w obronie prawa do wyrażania uczuć. Toczą ją również gościnni wokaliści: Budyń, Ewa Komarnicka, Czesław Mozil, Ewa Pitura i Dawid Portasz.
Płyta zwłaszcza na początku koncentruje się na przebojowych utworach i mocnych tekstach. Padają słowa pedał, szmata, debil, jest polityk sypiący stereotypami oraz ludzie, którzy chcą jednego narodu i jednej wiary. Najostrzej chyba jest w piosence „Biskup radzi”: „Nie donoś policji na księdza/ weź lepiej pieniądze za seks”. Może za ostro, może to przypadek? A może gdy śpiewa się z trudem, to słowa dobiera się staranniej.
Z drugiej strony łagodnie brzmią klawisze typu organy, akustyczna gitarka. Czysto i z łatwością, czasem sentymentalnie śpiewają zaproszone wokalistki („Długo byłam sama, dużo myślałam o tobie/ już idę do ciebie, otwórz drzwi”). Punkowe jest podejście, nie same dźwięki. Na Górze gra ballady, jakieś ogniskowe piosenki z pogranicza folku, rocka i bluesa. Ma to ludowy odcień, w tym sensie, w jakim ludowy jest Muniek Staszczyk z jego uwielbieniem dla „czucia się razem”, czasem rubasznym humorem, talentem do wypowiadania kwestii, które wielu czuje, ale nie wie, jak je sformułować.
Taki naiwno-mądry przekaż to choćby refren radosnego utworu „Zapamiętaj”: „Zapamiętaj te wielkie chwile, bo nie wiadomo, kiedy wrócą znów”. Najbardziej lubię spokojną część płyty, z piosenką o czterech wronach i kolejną o wchodzeniu na górę, żeby „najarać się przestrzenią”. Przekaz jest tak bezpośredni, że trzeba mrużyć oczy.
Taki zespół jak Na Górze słusznie, od lat, startuje w kategorii „open”, nie domaga się specjalnej troski ani słuchania innego niż zwykle. Warto też pamiętać, że Polsce od zawsze cenieni są artyści szczerzy, cokolwiek może to znaczyć w XXI wieku. Dla wielbicieli takiego grania Na Górze (mające na koncie występy przed Voo Voo, Hey czy Pablopavo) to lektura obowiązkowa.
Tekst ukazał się 16/2/17 w Wyborcza.pl/kultura