Teraz już umiem wyobrazić sobie zespół, który na luzie łączy poezję z ludowym klimatem i nowoczesnymi aranżacjami, a do tego, drobiazg, jest z Krakowa. Na pierwszym planie trzy charakterne dziewczyny w spódnicach, w tle paru zdolnych facetów i ogień.
W programowym „Nocorożcu” (autoironiczne „na co komu nosorożec”) zespół sam nazywa po imieniu swoje dzieło: „metro, etno, retro trans”. Utwór człapie jak rhinoceros – prowadzą kontrabas, klarnet, cymbałki i flet – żeby rozpędzić się, rozhałasować do powyższej frazy na jednej nucie, podawanej dodatkowo na mandolinie. Firmowy skok dynamiki, bez przerostu formy.
Na miasto jest miejsce w sposobie grania. Południca! miesza ludowe tematy z instrumentarium zupełnie neutralnym: fortepian, saksofon i wszystko co wyżej, czasem nawet zwykła perkusja, jak słyszę. Bity są zrozumiałe dla przeciętnego słuchacza (i recenzenta), żwawe, taneczne („Południca”, „Chinka”), do przetwórstwa elektronicznego włącznie. Fajnie, że instrumenty perkusyjne, rytmiczne, są traktowane przez Południcę! również jako melodyczne, imponująco wypadają fragmenty, w których one rządzą. Mam wrażenie, że w polskiej muzyce, zdominowanej przez podróbki zachodniego za przeproszeniem indie, ludzie pozapominali, że perkusjonalia nie służą wyłącznie do robienia bum, łups i tszsz. Południca! robi nimi nie tylko rytm i fakturę, potrafi też pięknie zgrzytać, dzwonić, dryndać, kotłować, kląskać, buczeć, naprawdę wychodzi jej to nie gorzej niż takim Radiohead w „There There”. Brzmienie jest ważne. W ten sposób też można się odróżnić, z jednej strony od tłumu wiernych tradycji kapel, z drugiej – od tej ze Wsi Warszawa, która śmiało przybija swój XXI-wieczny stempel na tej tradycji.
Krakowska hałastra mimo całej energii nie boi się spokojnych, szamańskich utworów („Wieloryb”, „Mala diva”, „Diabolica”). Kontemplacyjne „Ostrygi” z wdziękiem idą w stronę, gdzie stoi Mum jak byk. Na „Spóźnionym wejściu w XXI wiek” śmiało drą się żeńskie głosy, trochę ozdobnie, trochę popisowo, prym wiedzie postać w rodzaju Renaty Przemyk, tylko fajniejsza. Teksty całkiem do rzeczy, ale nie zostały umieszczone w okładce, bo ważniejszy jest komiks rysowany dziecięcą kreską, dość abstrakcyjny, polegający na dążeniu do absurdalnej puenty. Dla mnie zbędny, ale komiks zamiast tekstów to statement, najpiękniejsza od lat ucieczka z Krakowa. Ta komiksowa konstrukcja nie jest regułą w utworach słowno-muzycznych, ale się zdarza. „Jestem Łucja, bławatna panna / córka kowala, co w jedwabiach chodzi cała (...) nocna krawcowa, spalił mi się dom, kiedy byłam młoda / na zgliszczach zostały karabiny dwa”. Tak się zaczyna opowieść krawiecka, ewolucja Łucji, która „tobie jedną [suknię] szyje też”, od czułego, spokojnego opowiadania o materiałach do marszu, karabinów i miana Łucji rewolucji – czerwonej krawcowej, która z najdelikataniejszych materiałów szyje sztandary, z jedwabiu flagi, z muślinu bandaże. Czy to nie piękne? Zbliżają się żniwa, więc okazji, żeby ulec atakowi Południcy!, nie zabraknie. Przecież nie ukatrupi. Chyba.
myspace zespołu
Tekst ukazał się w miesięczniku „Lampa”, nr 7–8/2010.