Lekka, przebojowa, a zarazem gitarowa płyta. Nareszcie! Dobry jest klimat roku 2011, nie tylko polskie zespoły śmiało sięgają do stylistyki The Housemartins czy The Smiths.
W krainie rugby i kiwi też docenia się brytyjskie lata 80., i nie chodzi o zgrane syntetyczne brzmienia, tylko o gitary (cudowne „You Should Do Better”). Muzyka umiała wtedy być przystępna, a do tego buntownicza, ważna. Nowozelandczycy grają „nieinwazyjnie”, jakby od niechcenia, ale ich riffy nie przepadają jak kamień w wodę, tylko czepiają się uszu, nie chcą odpłynąć. Świat oglądamy przez czerwone i żółte okulary (w szybszych tempach brzmi tu My Bloody Valentine), jest też coś na leniwe popołudnia.
Pewnie, że w tym wszystkim chodzi o piosenki. Chwytliwe, szczere, zaskakujące – ale tylko piosenki. Na „Hollow” to działa. Zresztą jeden z utworów COYH znalazł się w soundtracku do gry „FIFA 10”. Oto gwarancja przebojowości!
Tekst ukazał się 21/7/11 w „Dużym Formacie”