Magnetyczne! Bez cepelii, bez paździerzowej ludowizny Daga Gregorowicz, Dana Wynnycka i Miko Pospieszalski zgłębiają melodyjność i śpiewność języków ukraińskiego i polskiego oraz ich wspólność, przenikanie się. Czar i pozytywna energia płynące z tego nagrania polegają nie tylko na użyciu zabawkowych instrumentów, pozytywek itd., oraz „świetnej zabawie przy nagrywaniu płyty”.
Składa się na to także melancholia płaskich jak stół, pustych przestrzeni Ukrainy – czekania wyśpiewanego w świetnym „Kolorze szczęścia”. Składa się intensywność utrzymująca się również w długich fragmentach instrumentalnych, niespodziewanych w przypadku zespołu o nazwie wziętej od imion dwóch wokalistek. I jeszcze nienachalność, nietypowe połączenie braku wysiłku i precyzji w wykonaniu. Taki Garri Kasparow grający najlepsze kombinacje bez marszczenia czoła.
Do porównania narzuca się inna polsko-ukraińska współpraca – Voo Voo i Haydamaków – muzyków dużo bardziej doświadczonych, po obu stronach z własną długą historią, no i co też dość istotne, dużo liczniejszych. Dagadana jest bardziej kameralna. Na pierwszym planie zawsze dwa głosy – często jeden śpiewa tekst, a drugi zdobi – oraz kontrabas. W tle eleganckie elektroniczne podkłady, skrzypce i sporo gości, którzy zostali jednak zaproszeni po to, żeby pomóc w nadaniu jak najlepszego brzmienia „Maleńkiej”, a nie żeby lepiej sprzedać płytę. Nie próbują przyćmiewać zespołu. To miło. Tylko występ Afrojaxa w odrębnym, jakby od czapy utworze – tanecznym, funkowym „Dagadana” z Miko na basie-gitarze – jest błyszczący i kradnie przedstawienie dziewczynom. Głos Afro Kolektywu zaśpiewał rolę sobowtóra Norbiego w utworze skrojonym na plażową dyskotekę. Żart się udał, fajnie wypadają końcowe rozjazdy instrumentów, jak się okazuje, żywych. Plus.
Jest więc do wiosny, do tańca (tanga) i do słońca. Na przeciwnym biegunie są te bardziej elektroniczne kawałki Dagi, kojarzące się z debiutem Pati Yang („Sny”, „Świniorz”) – zrobione na intrygującą, nieklubową muzykę późnych pór, ciemnych przejść. Co ciekawe, elektroniczne aranżacje dobrano przede wszystkim do utworów wziętych z piosenek ludowych („Szumila liszczyna”, ww. „Świniorz”). Najlepsze są dla mnie wspólnie śpiewane, delikatnie, krucho aranżowane „Kolor szczęścia” i „Maleńka” – klamry spajające płytę.
Bardzo mi się podobają tradycyjne teksty, np. ukraińskie rozwiązania zagadek: „słońce wschodzi, choć nie ma nasion / kamień rośnie, choć nie ma korzenia / skrzypce grają, choć nie mają głosu / serce płacze, choć nie ma łez”. Co chwila dziewczyna, woda, ptak, drzewo. W polskiej części tekstów: bieg, sen, tan, spotkanie. W końcowej kołysance „Maleńka” Dana po ukraińsku objaśnia, że maleńkie jest marzenie, które się spełniło, i że spełnić się musi nawet wielkie.
Jest coś teatralnego w tej płycie, w pozytywnym znaczeniu tego słowa – intrygujące spotkanie trzech osobowości, trzech światów, które nie miały obowiązku razem zagadać. Nikt z tej trójki się nie cofa, nie ogranicza się do pomagania, akompaniowania. Fundament „Maleńkiej” to pomysłowy, zrównoważony miks głosu polskiego (bardziej matowy), ukraińskiego (jaśniejszy) i kontrabasu. Bezpretensjonalne piosenki, chwytające, ale nie pop. Czysta, jak to odczuwam, radość wspólnego muzykowania, z którego wynika więcej, niż dałaby prosta suma składników.
Recenzja ukazała się w miesięczniku „Lampa”, numer 4/2010
Ooo... Moje video :)
dobra robota po prostu :)