Po kilku latach ciszy udanym minialbumem i trasą koncertową wraca George Dorn Screams. To jeden z najciekawszych polskich zespołów fali indie rocka, jaka przetoczyła się przez Polskę w poprzedniej dekadzie.
Do tej pory nagrali trzy płyty i epkę, może najbardziej błyskotliwe w tej dyskografii „The Large Glass” (2010). „Ostatni dzień” brzmi, jakby powstał parę lat temu, a dobrą wiadomością jest to, że Magda Powalisz śpiewa tylko po polsku. Teksty napisała poetka Emilia Walczak (laureatka 1. edycji Konkursu Literackiego im. Henryka Berezy „Czytane w maszynopisie”). Na perkusji gra teraz Marcin Karnowski, mocny punkt grupy 3moonboys.
Bydgoski zespół tytuły piosenek z „Ostatniego dnia” zaczerpnął z klasycznych filmów polskiego kina z lat 50. i 60. Melancholia pokolenia literatów takich jak Konwicki, Hłasko, Różewiczowie wtedy „zmieszczona” w formie filmowej – tu zostaje jeszcze przefiltrowana przez emocje dzisiejszego (czy może wczorajszego) pokolenia gitarowego. Trochę rozmarzonego, lekko onieśmielonego światem, uciekającego do wewnątrz. Najbardziej przekonujący jest tu ostatni i najdłuższy utwór „Ostatni dzień lata”. A może to tylko mój ulubiony film w zestawie? Jednak ten refren na pewno napisała Walczak: „Bo mimo chłodu wciąż noszę nerwy na wierzchu/ a w przeźroczu tułowia wciąż się serce czerwieni”. Jest to zaśpiewane i zagrane tak, że włosy stają dęba na karku.
Album jest pięknie wydany, do każdego utworu dołączono odpowiednie zdjęcie z tekstem na odwrocie. Lista koncertów na stronie zespołu: georgedornscreams.com.
Tekst ukazał się 21/2/14 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji