Nowa porcja nagrań jednego z najbardziej oryginalnych polskich muzyków. Tomasz Mirt z jednej strony od lat buduje syntezatory modularne, a z drugiej – wędruje po dalekich krajach, tworząc nagrania terenowe.
Kompozycje łączy z improwizacją, nagraniami i „znalezionymi dźwiękami” w organiczną, w największej mierze ambientową muzykę. „Decaying Land” stanowi parę z wydanym w 2015 r. znakomitym albumem „Vanishing Land”, który według słów samego muzyka opowiadał „o świecie zagubionym między technologią, rytuałem i przyrodą”, o zniszczeniu natury, w łączności z „Blade Runnerem” Ridleya Scotta. Jednym z katalizatorów nowej płyty jest muzyka do serialu „Ślepnąc od świateł”, nad którą pracował Mirt.
Zdaniem artysty „Decaying Land” mówi o społeczeństwie, które nie tylko wprowadza nieodwracalne zmiany w świecie, ale też przede wszystkim eksperymentuje na samym sobie i mocno się zmienia. To jego odpowiedź na naiwne żądania, by muzycy angażowali się politycznie. Jesteśmy jednak nie na wykładzie, tylko w świecie dźwięku – tu nie będzie śpiewu i tekstu. Zaczyna się od chłopięcych głosów, później słychać misy tybetańskie i gongi, ale przeważają dźwięki syntezatorów. Brak ulicznych nagrań z Azji, które budowały dramaturgię „Vanishing Land”. Najnowsze utwory – dwie części „Decay in Full Glory” – mają wręcz twarde, szkliste, technologiczne brzmienie.
Z czym to się je? Sam artysta, szukając jakiegoś popkulturowego odniesienia, wymienia filmową trylogię „Koyaanisqatsi”, „Powaqqatsi” i „Naqoyqatsi”. Ważne są tu pojęcia internetowego śmietnika, obrazy malowane przez Mirta na podstawie mniej lub bardziej znanych fotografii, tytuły utworów i fragment wiersza Paula Laurence’a Dunbara „Haunted Oak”. Ten zestaw odniesień w połączeniu z muzyką u każdego słuchacza wywoła pewnie inny obraz. U mnie jest on niepokojący i zachwycający.
Tekst ukazał się 26/10/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji