Piąty album byłego lidera Pavement, jednej z najważniejszych grup lat 90., synonimu indie rocka. Stephen Malkmus występuje już z The Jicks dłużej niż z macierzystą grupą. „Wig Out At Jagbags” nie przynosi w jego muzyce rewolucji i jest dość daleko od szalonych czasów Pavement.
Wszystko to już robił: rockowe piosenki leniwe, popsute, zaśpiewane na spocznij, niesamowicie melodyjne, czasem irytujące przekombinowanym tekstem, ale też ujmujące luzem. Otwierające płytę „Planetary Motion” można nazwać Zappą dla początkujących. Wyróżnia się „Houston Hades”, w którym wychodzi z Malkmusa kremowy, gładki progres w kraciastej koszuli.
Nie to jest jednak najistotniejsze. To już znamy, a na obecnym etapie Malkmus budzi mój podziw jako Morrissey w krzywym zwierciadle. Równie utalentowany językowo i neurotyczny, jest jednak piękniej się starzejącym muzycznym tradycjonalistą. Ma też lepsze piosenki od Anglika, bo pisze je sam. Wygłupia się w słowach i muzyce, cytuje, „cytuje”, wywraca na lewą stronę, ale nie jest przegięty i nadęty, umie znaleźć proporcje i pod ironicznym uśmiechem przemycić dotkliwą prawdę.
Zanim pełna błyskotliwych – także językowo – skojarzeń skoczna piosenka „Lariat” skończy się skotłowanymi dźwiękami pianina, Malkmus śpiewa: „We grew up listening to the music from the best decade ever/talking about the A‑D-D-‘s” (czyli o latach 80. mowa). Nostalgia, pochwała młodości? Dla kiwających głową autor ma jeszcze jedno zdanie: „People look great when they shave/don’t they?”. Tak to Malkmus skraca dystans, od niechcenia się przekomarzając. A piosenki bomba.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 31/1/14