Po przesławnym przejściu od hip-hopu i funku do przebojowych piosenek Afro Kolektyw nagrał już drugą płytę, która może się spotkać z ostrym hejterstwem. Jednak biorąc pod uwagę, że piosenki są troszkę mniej przebojowe niż na „Piosenkach po polsku”, hejt ten powinien być mniej dolegliwy.
Gdy polski artysta nie śpiewa po polsku, to możliwe, że boi się porównań z Afro Kolektywem, który słowa od zawsze ma najwyższej jakości. Ekspresja Michała Hoffmanna idzie od rapu w stronę śpiewu. Wokalista wciąż pisze zawiłą frazą, wrażliwy na brzmienie głosek i słów, ignoruje „fabułę”. Już w pierwszym utworze „Aaaureola” narzeka: „Byle hycel pragnie budzić sumienia w nas”. On nie, on „będzie się suszył w piekle, lecz własnego pomysłu” („Ochroniarzem być”). Wyjątkowo liryczny, może nawet szczery, jest Hoffmann w świetnej „Półskończonej”, do której napisał też muzykę: „Półskończona już piosenka/ nie wiem, co znaczy większość słów (...) przyszłość to błogosławieństwo/ przeszłość każdy głupi klnie/ milczę o tym, że byłaś pierwszą/ że możesz być ostatnią też”.
To wyjątek, bo Afro Kolektyw, niczym bohater tegorocznego filmu „Frank”, nie pisze ładnie i prosto, nawet gdy mu się tak zdaje. Plan tego zespołu muzycznych erudytów był chyba podobny jak przy „Piosenkach po polsku” (2012): przemycić do mainstreamu bardziej skomplikowane rytmy, melodie, harmonie. Nowe utwory są jak rollercoaster, jedna błyskotliwa fraza goni drugą, instrumentaliści wyprzedzają się w inwencji, ale ze świecą szukać refrenów do śpiewania, utworów do tańca. Z początku „46 minuty Sodomy” mąci w głowie, z każdym przesłuchaniem słucha się jej lepiej, ale hitów brak.
Odjechana końcówka „Horyzontalnych / XYU” – jakby postrockowa, z wibrafonem i chmurzącym podkład werblem – to najlepszy moment albumu. Wcześniej w gładkiej zwrotce tego utworu Hoffmann bez żalu śpiewa: „Może gdy zacząłem pisać, ty dawno przestałaś czytać”. Wróćmy do uważnego czytania muzyki – namawia Afro. Sekunduję mu.
Tekst ukazał się 24/10/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji