Coraz więcej płyt zahacza o Mirona Białoszewskiego – i dobrze. Jego twórczość przyciąga duchy niespokojne i wrażliwe. Joanna Bronisławska, czyli Asi Mina, Białoszewskim zafascynowała się jako 11-latka. Do poświęcenia mu słuchowiska gotowa jest dopiero teraz, po 30 latach z Mironem.
Dziś w tekstach ze „Zlepów, szumów, ciągów” znajduje nie tylko formę, ale też treść dla siebie – razem z poetą śpiewa i mówi „o klaustrofobii bycia w środku samego siebie i wynurzania się stamtąd od czasu do czasu, żeby złapać oddech i podglądnąć świat”. Bronisławska już kiedyś świetnie znalazła swoją tożsamość w nie własnych słowach. Na znakomitej płycie jej zespół Mołr Drammaz „Tu!” (2000) sięgnął po rodzinne, śląskie opowieści mówione prawdziwą gwarą.
Na „Biało” Asi Mina posługuje się syntezatorem, mówiąc półżartem, z epoki. Instrument ma twarde, wyraziste brzmienie. Oprócz niego na płycie jest tylko głos i jeszcze dwa cytaty z nagrań samego Mistrza. Piosenki zbudowane wokół fragmentów prozy brzmią kosmicznie i surowo. Ten wybór składa się na minimalistyczne i trwające niecałe 25 minut słuchowisko, którego najlepszą metaforę stanowi może „A”, piosenka wyciągnięta z „Odstrychnięć”: „A najlepiej mają łysi, nic im nie stoi, nic im nie wisi”. Zdanie to, zjadane od końca po jednym słowie, w szalonym tempie znika na oczach słuchacza, zostawiając go w pustce. Asi Mina oprócz takich pomysłów ma świetne ucho. Gdy kończy album granym na trzy „Wagonu”, padają słowa: „Zobaczyłem, że jestem/ w środku/ czyjegoś/ życia”. I czuje się, że to mówi jej ustami Białoszewski, że to on, wciąż żywy, wszedł do życia słuchaczy. Bardzo dobra płyta.
Tekst ukazał się 24/10/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji