Ostatnio zapanowała moda na orkiestry – moda piękna i słuszna. Zbigniew Wodecki nagrał ponownie swój debiutancki album z combo Mitch & Mitch oraz Polską Orkiestrą Radiową, Hey wystąpił w Szczecińskiej Filharmonii w składzie rozszerzonym do 20 osób, album w Wielkiej Brytanii wydała właśnie Warsaw Afrobeat Orchestra.
W przypadku 3275 kg Orchestra rozrzut stylistyczny jest chyba największy. Od swingującego jazzu, przez muzykę afrykańską, żydowską, swoistą kameralistykę, po jazz-rock i niemal punk rock. Masywne, bigbandowe brzmienie (ale nie wyłącznie takie!), partie sekcji dętej nawiązujące do musicalu czy muzyki filmowej, istotna rola fortepianu i hałaśliwych, wręcz rockowych bębnów.
Najlepiej podchodzi mi „Orex” – ma „jazzową” sekwencję solowych partii, przy czym żaden instrument nie gra popisowej solówki w potocznym rozumieniu, tylko eksponuje swój motyw. Znowu „Tututata” jest jak muzyka z horrorów: wyciszona, podlana elektronicznym sosem, nagle wybucha saksofonową improwizacją i rozchwianą partią fortepianu. Urbaniakowe klimaty fusion świetnie wyszły w „Message Of Hope”.
Album uchwycił smak neofickiego zachwytu samym graniem, pierwotną funkcją wspólnego muzykowania. W orkiestrze prowadzonej przez Macieja Trifonidisa (na płycie gitarzysta) grają zawodowcy i amatorzy. W olbrzymim składzie dominują trąby, smyczki i perkusjonalia, kompozytorów jest kilku, a najwięcej – wolności.
Tekst ukazał się 9/6/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji