Pozycja startowa niewygodna. Ukraina pokazuje nam właśnie, że można zmieniać świat, a polsko-ukraiński zespół w tej samej chwili wydaje na świat miesiącami szykowaną płytę, na której zmaga się z poezją Janusza Różewicza.
(Zainteresowani ukraińską poezją niech sięgną po nowy, znakomity wiersz Bohdana Zadury „Hotel Ukraina”; serio, wiersz jest w internecie). Starszy od Stanisława i Tadeusza Janusz, oficer AK, został zamordowany w 1944 r. Teraz okazuje się, że jego młodzieńcze liryki są wiarygodnym językiem współczesnej młodzieży. Pisał o trzymaniu się za ręce „w zwykłym świecie tygodnia, w tanim miejskim cudzie” – w kinie. Miasta, dwoje, marzenia, tęsknota podane elegancko i z polorem.
Do tego muzyka Dagadany po nowemu. Poszła w przeciwnym kierunku niż teksty, stawia mocniejsze akcenty niż dawniej, jest coraz bardziej energiczna. Zespół brzmi poważnie, radzi sobie bez brzmień „z zabawek”. Nową jakością jest solidna perkusja w wykonaniu Franka Parkera, mocniej podkreślone są brzmienia elektroniczne. Czyli muzycznie normalizacja, ale na wysokim poziomie. Dagadana „krucha” jest ciekawsza niż „jazzująca”, szalona lepsza niż szykowna. Dlatego najatrakcyjniejsze momenty tej płyty to wielowątkowy utwór tytułowy i kojąca „Kajuta”.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 28/2/14