Po świetnej płycie „Impulse” z początku roku 2012 przychodzi następna atrakcja od Jazzpospolitej, z pozoru interesująca głównie przekonanych już wielbicieli tej grupy. „Repolished Jazz” to garść remiksów utworów z „Impulse” plus zakurzona epka nagrana już prawie cztery lata temu, której nakład był wyczerpany.
Moim zdaniem takie combo jest jednak solidnym i zachęcającym wprowadzeniem w dźwiękowy świat Jazzpo. A mowa tu o jednej z najszybciej i najpiękniej rozwijających się młodych grup. W remiksach nie dochodzi tu do zmasakrowania oryginałów, nowe wersje utworów są niczym jabłka padające niedaleko od jabłoni. Taka elektroniczna, klubowa Jazzpospolita mieści się w Jazzpo „zwykłej”, oni sami nie unikają syntezatorów, efektów, elektroniki. Nowe przeróbki – od hip-hopu, przez ambient, do dubu – są spójne jako album i wiarygodne jako kierunek obrany przez grupę, niezaskakujące. Podobną dbałość o spójność materiału słychać na epce i na dwóch regularnych płytach zespołu.
Stare nagrania z debiutanckiej czwórki to z kolei emocjonalna mikstura z ulubionych gatunków młodych muzyków. Warszawski kwartet z dużym talentem łączy jazz (a więc spontaniczność, bezpośredniość) z postrockową oszczędnością. Ich melodie, specialite de la maison, są jeśli nie popowe, to co najmniej filmowe. Takie... niewymuszone. Do tego Jazzpospolita dysponuje ogromną sprawnością improwizacyjną, o czym można i należy się przekonać na koncertach.
Tekst ukazał się 4/1/13 w „Gazecie Wyborczej”