Dwóch perkusistów z warszawskiej sceny alternatywnej dzięki wsparciu internautów stworzyło fajny i ważny album. „Mała płyta” Jerza Igora to piękny przedmiot i – tak jak bywało w latach 80. w przypadku nagrań stworzonych z myślą o najmłodszych – dźwiękowa przyjemność. I dla dzieci, dla dorosłych.
1 czerwca 2013 r. pod szyldem Jerz Igor została opublikowana pierwsza piosenka – „Królewicz”. W ciągu roku powstał materiał na płytę, a w jej wydaniu pomogło kilkaset osób, które za pośrednictwem serwisu crowdfundingowego przeznaczyły własne pieniądze na obietnicę pięknego albumu z muzyką dla dzieci. Kwota była wysoka – 25 tys. zł. Udało się – w niedzielę obietnica się spełni.
Ja już mam w rękach album z rozkładaną tekturową okładką – przypominającą książeczkę dla dzieci – z ilustracjami Agaty Dudek i Małgorzaty Nowak. Album kryje płytę z muzyką i słowami kilkorga artystów znanych miłośnikom warszawskiej sceny eksperymentalnej, folkowej, jazzowej i Bóg jeden wie jakiej jeszcze.
Zaczęło się od tego, że Jerzy Rogiewicz dzięki siostrzenicy przekonał się, iż muzyka dla dzieci jest dziś dziedziną zaniedbaną. Wrażliwość małego człowieka jest bombardowana „dziełami” niskiej jakości, niedbale przygotowanymi. W przedszkolach królują potworne dyskotekowe hity, agresywne i bezsensowne.
Rogiewicz jest perkusistą, współpracownikiem pianisty Marcina Maseckiego, członkiem jazzowego zespołu Levity i Warszawskiej Orkiestry Rozrywkowej. Ostatnio debiutował jako kompozytor muzyki współczesnej (ma odpowiednie wykształcenie) i dyrygent, prowadził np. Polską Orkiestrę Radiową podczas koncertu Zbigniewa Wodeckiego z zespołem Mitch & Mitch (niebawem zostanie wydany na płycie).
Rogiewicz, któremu urodził się w zeszłym roku syn Tadzik, ma wspólną salę prób z Igorem Nikiforowem – to również perkusista, znany z zespołów Paula & Karol czy Hokei, menedżer artystyczny warszawskiej Cafe Kulturalna. Obaj muzycy grają także na innych instrumentach: klawiszach, gitarach, instrumentach perkusyjnych.
To od tej wspólnej sali i od będącego wówczas w drodze potomka Jerzego zaczęła się współpraca nad projektem tak różnym od poprzednich.
Najbardziej w tej płycie podoba mi się to, że obaj instrumentaliści zaczęli śpiewać. „Wysokim Obcasom” zdradzili, że chcą w ten sposób pokazać, że każdy może. Śpiewanie jest przecież jednym z najlepszych sposobów na rozwijanie więzi z dzieckiem.
Do gry w swojej orkiestrze podczas nagrań albumu zaprosili dziesięciu muzyków, w tym saksofonistę Tomasza Dudę czy kontrabasistę Levity Piotra Domagalskiego. Słowa napisali przyjaciele: Joanna Halszka Sokołowska, Kamil Gamza, Adam Repucha i Grzegorz Uzdański.
Sami muzycy twierdzą, że temperamenty poniosły ich trochę dalej niż w planowane rejony kołysanek. Przebojem jest zapowiadająca już rok temu płytę bossa nova „Królewicz”, ale obok niej znalazła się synthpopowa „Cisza”. Beatlesowskie są z kolei „Sowa” (w duchu McCartneya) i „Pies” (Lennona). „Krowa” jawi się wręcz awangardowo. Erudycja muzyczna Jerza Igora przywodzi na myśl artystów tworzących w złotej dekadzie muzyki dziecięcej – w latach 80., tyle że gatunków przybyło.
A może ta dekada nie była złota, tylko po prostu zarówno Jerz Igor, jak i ja dorastaliśmy właśnie wtedy? Do Fasolek, Pana Tik-Taka, Małego Voo Voo czy świetnych ścieżek dźwiękowych do serii filmów o Panu Kleksie każdy z naszego pokolenia wraca z sentymentem. To uczucie prędko ustępuje jednak podziwowi dla autorów, aranżerów i wykonawców z dawnych lat.
Na podobny podziw zasługuje Jerz Igor i jego płyta – do słuchania nie tylko z dziećmi.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 30/5/14