Komety są warszawskie, MKL ściśle mińsko-mazowieckie. Melancholia wielkiego miasta i bigbitowa czułość Niziny Mazowieckiej są połączone podmiejskim pociągiem jadącym z okładki „Luminalu” na stację Anielina.
Komety przed swoją szóstą płytą zaliczyły manikiur – grają ciszej, precyzyjniej, a to eksponuje teksty. Lesław znów czasem serio, a często z ironią pisze o samotności, nieśmiałości, rozstaniu. „Drogowskazy, kręte ulice / Po których znowu gonisz kogoś / Kto tak naprawdę nigdy nie ucieka” – chłodnym, „zwykłym” głosem śpiewa w „Mogłem być tobą”. Życie jego bohaterów jest jak codzienność Warszawy, miasta zmęczonego, nieszczęśliwego, któremu wszystko ułożyło się nie tak. Tu jedyna wolność to wolność patrzenia na przelatujące samoloty i marzenia o „skraju świata” – na „Luminalu” mającym odbicie w soulu a la Motown („Inaczej”).
Muzyka Końca Lata „Anieliną” zamyka tryptyk prowincjonalny. Lider zespołu Bartek Chmielewski dziś mieszka w Warszawie i to tu ma się dziać następna płyta. Na razie ich żywiołem jest słońce i wiatr, rzeka i las. Łamią serca liryką o chłopcach i dziewczętach z mniejszych miejscowości: „Już na dworcu czekam, do rodzinnych stron / droga jest daleka, osiem godzin stąd” („Dworcowa”). Ich piosenki zyskały na elegancji, gdy do zespołu dołączyła Ola Bilińska, teraz jeszcze łatwiej konkurować im ze Skaldami czy Grechutą. To harcerskie granie jest dobrze pomyślane i wcale nie takie naiwne.
Oba albumy wydano także na winylu. To bardzo wakacyjne płyty, z tym że Muzyka Końca Lata wbrew nazwie jest o samym środku lata, a Komet – o prześwietlonym momencie, gdy ciepłych nocy nie da się już uratować.
Tekst ukazał się 12/5/11 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji