Warszawski zespół kazał czekać na swoją trzecią płytę pięć lat. Wraca mało zmieniony. Płyny były i są wielbicielami wakacji, spełniają się zabrane na spontaniczny wyjazd (autostop, samochód, pociąg) lub zostawione na lato w mieście (plaża nad Wisłą, Skaryszak, podwórka klubów).
Muzycy zachowali dawne umiejętności, za to aranżują z jeszcze większą wprawą. Ich domena to manuchaoizm, a najbardziej popowa wersja Płynów (błyskotliwe „W kółko ten krzyżyk”, senna „Naklejka”) przekonuje, że mogliby powalczyć w badmintona ze słynną grupą Kobiety.
Igor Spolski jest dla mnie ideałem wokalisty, choć jego chrypienie – mające chyba zobrazować wiecznego kaca, a więc codzienne wakacje – wywołuje u części słuchaczy wysypkę. Dla mnie jest OK. Spolski ma głos rockowej gwiazdy, nie jest dołersem, nie śpiewa non stop, daje błysnąć Oli Bilińskiej. Nie jest jednak idealnym tekściarzem. Jego skojarzenia są raczej brzmieniowe niż znaczeniowe, chwilami płaskie („kto sabotuje sabat soboty ten zły”).
A wiśnią na torcie jest bardzo dobra piosenka „Pogoda jest sexy”, którą mam nadzieję usłyszą państwo, „czy tego chcą, czy nie”. Porównałbym ją do bajeranckiego „Limassol” sprzed lat, gdyby nie była siedem razy lepsza. Motyw, zwrotka, refren, solo fletu...
Tekst ukazał się 22/3/12 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji